Pięć dni.
Pięć dni, minęło odkąd ostatni
raz Madison widziała Luke’a. Było to jeszcze tamtego dnia na plaży. Chłopak
myślał, że Mads nie widziała tego spojrzenia gdy śmiała się razem z Ashton’em.
Ale mylił się. Blondynka doskonale wiedziała co robi. Zazdrość jaką wywołała w
Hemmings’ie była zamierzona. To właśnie było jej celem. Chciała aby zobaczył,
że nie jest jego i nigdy nie będzie. Ale czy to o to chodziło? Czy może o
sposób w jaki chciała go zdobyć, aby był tylko jej?
Zdawała sobie jednak sprawę, że on
nie może być jej. Mimo tej krótkiej i można rzec, że intensywnej znajomości
polubiła go. Właśnie dlatego nie chciała go krzywdzić, nie chciała żeby się
zaangażował w znajomość z nią. Nie chciała żeby cierpiał, a niestety to by było
nieuniknione.
Była już 23. Na niebie świeciły
gwiazdy. Madison leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. Tak bardzo chciała
zasnąć, niestety jej sen nie przychodził łatwo.
Blondynka zerwała się szybko z
łóżka i założyła na siebie pierwsze lepsze dresy i zwykły t-shirt. Otworzyła
cicho drzwi od swojego pokoju i zeszła powoli schodami na dół. Jej rodzice oraz
brat już spali po całym dniu ciężkiej pracy. Założyła, na swoje małe stopy,
białe trampki i wymknęła się z domu.
Przemierzała samotnie ulice
miasta, które już co nieco zdążyła poznać. Dlaczego wyszła o tej porze z domu?
Sama nie wiedziała jak to wytłumaczyć. Po prostu potrzebowała samotnej chwili
dla siebie. Potrzebowała pomyśleć o tym co ją czeka. W domu, gdy na każdym
kroku jest obserwowana przez swojego nadopiekuńczego brata, nie ma takiej
możliwości.
Nie przejmowała się w tej chwili
niczym. Miała wszystko w głębokim poważaniu. W tamtym momencie liczyło się
tylko to, aby dotrzeć do jej ulubionego miejsca, które już zdążyła sobie upodobać.
Droga od jej domu nie była długa, więc już po paru minutach znalazła się na
plaży. Stawiała kroki na mokrym piasku, odciskając formy podeszew swoich butów.
W końcu dotarła do miejsca, któro znalazła gdy byli wszyscy razem na plaży. Już
wtedy w jej głowie pojawiła się myśl, że jest to wspaniałe otoczenie, gdzie
może spędzić swoją chwilę samotności.
Podeszła do skałek o brzeg
których rozbijały się nocne fale. Powoli wspinała się, aby zająć miejsce na
najwyższej z nich. Gdy w miarę wygodnie usadowiła się, spojrzała przed siebie.
Przed nią rozciągał się piękny widok.
Ocean lekko falował, a światło
księżyca, który wisiał wysoko na niebie, odbijało się od tafli wody. Mimo tego,
że była noc, nie było ciemno.
Madison wpatrywała się przed
siebie podziwiając to piękno. Właśnie w takich chwilach, żałowała że jest
chora. Mogłaby oddać wszystko, aby otrzymać to zdrowie którego potrzebowała.
Zazwyczaj Mads jest kobietą która wie czego chce od życia, prawda? Ale są też
takie chwila jak ta. Gdy w samotności staje się wrażliwą dziewczynką, która
potrzebuje bezpieczeństwa, która chce mieć kiedyś męża i dzieci, swój własny
mały domek w którym będzie ta wspaniała rodzinna atmosfera. Ma marzenia, które
się nie spełnią. Właśnie to powoduje u niej łzy. U dziewczyny, która wydaje się
być tak silna.
Blondynka siedziała na skałce i
wpatrywała się ze smutnym uśmiechem na krajobraz który ją otacza. Nawet nie
wiedziała kiedy po jej policzku spłynęła pierwsza łza. Ale właśnie ta jedna,
jedyna kropla pociągnęła za sobą następne. Cicho szlochając, myślała o tym co
ją czeka.
Co tu dużo mówić.
Bała się.
Bała się śmierci.
Żałowała, że przez swoje krótkie
życie nie zaznała miłości i szczęścia związanego z tym uczuciem. Właśnie w tej
chwili żałowała, że wybrała taki sposób na życie.
Imprezy, alkohol, seks.
Żałowała.
~*~
Luke szedł właśnie ulicą Sydney
wracając od swojego przyjaciela. Cały wieczór spędził w gronie swoich
znajomych, śmiejąc się i oglądając filmy. To był dobrze spędzony czas, ale i
tak postanowił wyjść nieco wcześniej niż pozostali. Potrzebował chwili aby
pomyśleć. Pewnie zapytacie o czym, a właściwie o kim. Otóż odpowiedź jest
bardzo prosta.
Od tamtej wspólnej nocy nie był w
stanie wyrzucić jej ze swojej głowy. Powoli zaczynało go to przerażać. Czasami
już, gdy leżał w łóżku i nie był w stanie zasnąć, wpatrywał się w sufit i
myślał o tym jakby to było gdyby leżała obok niego, gdyby mógł przytulić ją do
swojego torsu, lub znów poczuć smak jej pełnych ust. Jego myśli przerażały go
samego, dlatego nikomu o tym nie mówił, tak samo jak o tamtej nocy. Chciał ją
zachować tylko dla siebie.
Idąc chodnikiem postanowił pójść
w miejsce, gdzie zawsze chodzi coś przemyśleć. Droga nie zajęła mu dużo czasu.
Już po kilku minutach spaceru był na plaży i zmierzał na skałki, gdzie często
przesiadywał.
Ale tym razem coś się zmieniło.
Ktoś tam był. Nagle poczuł niewyobrażalną złość, ponieważ to była JEGO
tajemnicza kryjówka, a teraz jest też czyjaś. Nie myśląc wiele, postanowił
dowiedzieć się, kto taki zajął miejsce jego rozmyślań.
Już z daleka, sylwetka osoby
siedzącej tam, zdawała mu się dziwnie znajoma, ale nie miał pojęcia kto to mógł
być. Nikt z jego znajomych nie wiedział, że często tu przychodzi, więc od razu
z góry narzucił, że to żaden z nich.
Z każdym krokiem, zauważał coraz
więcej detali. Wiedział już, że jest to dziewczyna. Drobna budowa jej ciała i
blond włosy które były dla niego tak znajome, coraz bardziej dawały mu do
myślenia. Mimo to, nie mógł z tej odległości powiedzieć jeszcze kto tam siedzi.
Był już naprawdę blisko. Jeden
mały krok dzielił go od tego aby wejść na skałki. Ale akurat w tamtym momencie
rozpoznał dziewczynę siedzącą przed nim. Blondynka, nie była jeszcze świadoma
jego obecności, dlatego pozwoliła, aby łzy spływały po jej lekko zarumienionych
od płaczu policzkach.
Luke stanął w miejscu, nie
wiedząc co zrobić. Nie wiedział czy uświadomić ją o swojej obecności, czy może
odejść i pozostać niezauważonym tak jak do tej pory. Jednak gdy pośród dźwięku
falującej wody, do jego uszu doszedł dźwięk pociągania nosem, od razu porzucił
drugą opcję.
-Madison? – zapytał cicho, nie
chcąc przestraszyć dziewczyny.
Mimo łagodnego głosu blondyna,
Mads wzdrygnęła się i natychmiastowo odwróciła w stronę chłopaka, ocierając
spływające łzy. Miała nadzieję, że Luke nie zauważy w jakim jest stanie. Nie
miała pojęcia, że przypatrywał się jej już od dłuższego czasu i słyszał ciche
szlochanie.
Blondyna spoglądała na chłopaka
wspinającego się po skałkach, który już po chwili siedział obok niej. Hemmings
od razu gdy znalazł się bliżej dziewczyny, zauważył jej opuchnięte, czerwone
oczy. Jej powieki były już ociężałe od ciągłych łez wypływających spod nich.
-Co tutaj robisz? – zapytał
łagodnie. Chciał nawiązać z nią jakiś kontakt, rozmowę chociaż na błahy temat.
Chciał aby mu zaufała i powiedziała co chodzi jej po głowie. A jak nie to,
chciał aby chociaż przestała zaprzątać swoje myśli tym, co spowodowało jej
płacz.
Blake na pytanie jej towarzysza
odpowiedziała tylko wzruszeniem ramion. Łzy które chwilowo zatrzymała, przez
nagłą obecność chłopaka, znów spływały jej po policzkach. Ciałem blondynki
wstrząsnęła fala dreszczy, która pojawiła się pod wpływem zimnej, nocnej bryzy.
Luke gdy tylko to zauważył,
natychmiastowo zdjął swoją bluzę i zarzucił ją na drobne ramiona Madison. Dziewczyna
posłała w jego stronę wdzięczy uśmiech. Ale nie było w nim żadnego cienia
radości.
Sam smutek.
Smutek który obecnie wypełniał
każdą komórkę tego drobnego ciała, które wykończone było płaczem i myślami
które toczyły się w umyśle Mads.
Hemmings nie miał pojęcia co
zrobić. Nie wiedział jak ją pocieszyć. Nie wiedział czy może to zrobić, ze
względu na to jak wygląda ich znajomość. W sumie, to jaka jest pomiędzy nimi
relacja? Nie można tego określić. Łączy ich jedna noc i wspólni znajomi. Ale
czy można określić Luke’a jako przyjaciela Madison? Dobra, może przyjaciel to
za wielkie słowo, a kolega? Czy tego zamyślonego blondyna, wpatrującego się w
linię horyzontu można nazwać kolegą Madison?
Blondynka wpatrywała się przed
siebie w stały punkt jakim był księżyc, jasno świecący na niebie. Znów
nawiedziły ją myśli, że już niedługo tego wszystkiego jej zabraknie, że już
niedługo wszystko się skończy.
Skończy się jej życie.
Obecność chłopaka, powinna jakoś
ją otrząsnąć z tego stanu, ale w żadnym wypadku tak nie było. Właśnie przy nim,
wszystkie hamulce puściły. Łzy coraz częściej wypływały z jej powiek, a oddech
robił się coraz płytszy.
Luke nie wiedząc co zrobić,
postawił na swój własny instynkt. Przyciągnął jej drobne ciało do swojego torsu
i trzymał w silnym uścisku. Madison czując jego ramiona wokół siebie, mocniej
wtuliła się w ciepłe ciało blondyna. Właśnie tego potrzebowała w tej chwili.
Silnego uścisku, który zapewni jej bezpieczeństwo.
Chłopak szeptał jej uspokajające
słowa do ucha i co jakiś czas składał pocałunki na czubku głowy. Ten moment, ta chwila którą dzielili
była czymś pięknym. Mimo wielu wylanych łez w obojgu nastolatkach rodziła się
iskierka szczęścia. Nie potrafili tego wytłumaczyć. Nie potrafili wytłumaczyć
tego uczucia radości. Tak po prostu się działo.
Madison z każdą kolejną minutą,
uspokajała się w ramionach blondyna. Sama nie mogła pojąć, co ten chłopak ma w
sobie, że zapewnia jej to uczucie którego tak pragnie. Przecież prawie go nie
zna, a jego ramiona są dla niej miejscem gdzie zaznaje spokoju, miejscem gdzie
czuje się bezpiecznie. Jak to jest, że obca osoba jest dla niej, w tak dziwny
sposób bliska? Nie potrafiła tego zrozumieć.
Zresztą tak samo myślał blondyn.
Trzymając ją w swoich ramionach,
czuł, że trzyma osobę której za wszelką cenę nie może wypuścić ze swoich objęć.
Za wszelką cenę chce zatrzymać ją przy sobie. Zrobi wszystko, dosłownie
wszystko, aby była tylko jego. Ale czy będzie?
Chłopak nie wiedział nic o
dziewczynie, która trzymał w silnym uścisku. Nie zdawał sobie sprawy, jak wiele
problemów czeka go, jeżeli w jakikolwiek sposób zaangażuje się w znajomość z
Madison. Nawet gdyby nie łączyło ich nic więcej niż zwykła przyjaźń, chłopak
ucierpi, czego Mads tak bardzo chciała uniknąć.
Nie wiedzieli ile czasu spędzili
razem wtuleni w siebie. Nie wiedzieli, co się dzieje wokół nich. Madison nie
obchodziło nic poza tym, ze czuje się bezpiecznie.
W tamtym momencie liczyli się
tylko oni. Z czasem się poznają, prawda? Wyjawią swoje mroczne sekrety które
utrzymują głęboko w sobie. Ale co wtedy?
Wokół pary, panowała już
kompletna cisza. Madison w końcu uspokoiła się. Luke nie chciał jej wypytywać o
powody dlaczego tu przyszła. Wierzył w to, że dziewczyna sama by mu to
powiedziała, jeżeli by chciała. Wierzył również, że kiedyś wyzna mu powód tych łez,
które tego wieczora spływały po jej rumianych policzkach.
Blondyn poczuł, że Mads próbuje
wyswobodzić się z jego ramion, więc poluzował uścisk. Dziewczyna, całkowicie
odsunęła się od niego i spojrzała na jego twarz. Jej oczy były zaczerwienione i
opuchnięte, ale dla Luke’a i tak wyglądała pięknie.
-Dziękuję. – powiedziała
zachrypniętym głosem. Odchrząknęła, próbując pozbyć się chrypki i kontynuowała.
– Dziękuję za dzisiaj. – posłała mu wdzięczny uśmiech, który chłopak
odwzajemnił.
-Wszystko w porządku? – zapytał.
Jego ciekawość wygrała. Mimo tego, że zapierał się w sobie, że nie będzie na
nią naciskał, pragnął wiedzieć z jakiego powodu płakał.
-Nie. – powiedziała smutno i
posłała w jego stronę spojrzenie pełne cierpienia. – Kiedyś… Kiedyś się dowiesz.
– uniosła lekko kąciki ust.
Siedzieli w ciszy, oboje myśląc o
tym co dzisiaj się działo. Madison wyobrażała sobie chwilę, gdy cały ból
zniknie. Mimo że boi się śmierci, wie, że jej cierpienie wreszcie się skończy.
Przestanie być problemem dla rodziców, a jej brat w końcu odpuści sobie opiekę
nad nią. Jednak jest też świadoma tego, że pozostawi po sobie wiele bólu. Jej
rodzina a także przyjaciele, będą cierpieć z powodu jej odejścia. Ale tak już
musi być. Nasza historia jest już dawno zapisana. Teraz tylko musimy ją
przeżyć.
A Luke? Luke martwił się o
Madison. To było chore. Ponieważ bał się o nią. Bał się o osobę która jest dla
niego obca. Czy to nie jest przerażające? Co tu dużo mówić. Blondynowi zależało
na tej drobnej dziewczynie. Ta jedna wspólna noc, zmieniła w jego życiu
cholernie wiele. Mimo że teraz jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę,
wiedział że nadchodzą zmiany. Miał tylko nadzieję, że te zmiany będą powiązane
z tym, że Mads na stałe zawita w jego życiu osobistym.
-Idziemy stąd? – zapytała cicho
Madison. Luke na jej słowa podniósł się ze swojego miejsca i podał jej dłoń aby
pomóc zejść ze skałek. Już po chwili oboje znaleźli się na piasku.
-Gdzie mieszkasz? – zapytał
blondyn, ponieważ jeszcze nie miał okazji poznać jej adresu, a nie miał zamiaru
jej teraz puścić samej, aby po nocy wracała ciemnymi ulicami do domu.
-Niedaleko stąd. Mogę wrócić
sama. – posłała w jego stronę lekki uśmiech. Luke automatycznie napiął swoje
mięśnie. Poczuł się nieco urażony tym, że blondynka być może nie chce spędzić z
nim więcej czasu.
-Nie ma takiej opcji. Odprowadzę
cię.
Więc ruszyli w stronę domu Blake.
Szli razem w otaczającej ich ciszy, której tym razem żadno z nich nie miało
zamiaru przerwać. Nie czuli potrzeby rozmawiać. Sama obecność im wystarczyła.
Od czasu do czasu ich dłonie
ocierały się o siebie. Posyłali sobie wtedy niezręczne uśmiechy i kontynuowali
swój spacer. W pewnej chwili, ciałem Madison wstrząsnęła fala dreszczy
spowodowana zimnem panującym na dworze. Mimo bluzy blondyna, która okrywała jej
ramiona, nadal było jej zimno.
Luke widząc, jak jej ciało lekko
się telepie, nie myśląc wiele przyciągnął ją do swojego torsu i otulił
ramionami. Mads spojrzała na niego do góry i zobaczyła na jego twarzy ten
szeroki uśmiech z dołeczkami które pojawiły się w jego policzkach. Sama
uśmiechnęła się na ten widok i spojrzała przed siebie, aby ukryć zaczerwienione
policzki.
Madison rzadko kiedy się
zawstydzała. W końcu zazwyczaj była pewną siebie dziewczyną, korzystającą z
życia. Ale nie dzisiaj. Tego wieczoru, zamieniała się znów w bezbronną
dziewczynkę, która potrzebuje nieco miłości.
Droga do domu dziewczyny minęła
zadziwiająco szybko. Nim się obejrzeli, znów musieli się rozstać, mimo że oboje
tego nie chcieli. Madison stanęła przed chłopakiem i popatrzyła na niego
niepewnie.
-To do zobaczenia jutro? –
zapytał niepewnie, mając nadzieję, że dziewczyna zechce zobaczyć się z nim
następnego dnia. Blondynka uśmiechnęła się nieśmiało.
-Do jutra.
Luke przybliżył się do Mads,
przez co jej ciało się spięło, ponieważ nie miała pojęcia czego może się
spodziewać. Natomiast Lucas nie miał żadnych gwałtownych, że tak powiem,
zamiarów. Złożył na jej czole lekki pocałunek, który był niemą obietnicą dla
Madison, że będzie ją chronił mimo wszystko.
Nie spoglądając więcej na
blondynkę, Hemmings odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego domu.
-Luke! – krzyknęła Madison, co
spowodowało nagłe zatrzymanie się chłopaka. Odwrócił się w jej stronę z
uniesioną brwią i znów do niej podszedł. Nie miał pojęcia o co chodzi tej
pokręconej dziewczynie.
-Wejdziesz? Nie chcę być teraz
sama. – powiedziała nieco zawstydzona, uciekając wzrokiem wszędzie, aby nie
patrzeć na jego twarz.
Jedyne co Luke wtedy zrobił, było
splecienie ich palców i ruszenie do drzwi domu Madison.
Znów mieli spędzić wspólną noc.
Tyle, że ta noc będzie miała całkiem inny charakter niż poprzednia.
HEJ!
TAK O TO PRZYBYWAM Z NOWYM ROZDZIAŁEM!
SZCZERZE TO ZAWALIŁAM GO
JEST TAK STRASZNIE CHAOTYCZNY
MASAKRA
ALE OJ TAM
MUSZĘ SIĘ WAM PRZYZNAĆ, ŻE JAK PISAŁAM GO
TO NAWET URONIŁAM KILKA ŁEZ
SAMA NIE WIEM DLACZEGO.
JAKOŚ TAK...
NO ALE WRÓĆMY DO TEMATU
BOŻE!
JAK JA WAS KOCHAM!
JESTEŚCIE CUDOWNI!
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE!
KOCHAM WAS!
PODZIELCIE SIĘ ZE MNĄ
JAK WRAŻENIA PO TYM ROZDZIALE
CHĘTNIE SOBIE POCZYTAM :D
A TERAZ TROCHĘ MNIEJ PRZYJEMNA SPRAWA
NIE SĄDZICIE, ŻE WAS TROCHĘ ROZPIEŚCIŁAM? :D
ZRESZTĄ NIEWAŻNE.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ GDZIEŚ TAK JAKOŚ ZA TYDZIEŃ
PONIEWAŻ BĘDE MIAŁA TERAZ TROCHĘ URWANIE GŁOWY
MAM NADZIEJĘ, ŻE POCZEKACIE ♥
DOBRA I TAK TEGO NIE CZYTACIE, ALE OJ TAM.
KOCHAM WAS
DO ZOBACZENIA!