sobota, 18 października 2014

15. "Nie każda rozmowa kończy się dobrze."






Madison przez całą noc nie mogła zmrużyć oka. Na szyi czuła równomierny oddech, wtulonego w nią blondyna. Jej głowę zaprzątały myśli, które nie chciały dać jej spokoju. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Wiedziała, że nie ma już dużo czasu, a przeciąganie wyznania prawdy, jeszcze bardziej wszystko pogarsza. 

Reakcja jej organizmu na brak leków, nigdy nie była tak poważna jak poprzedniego dnia. Właśnie to, dało jej do myślenia, że nie ma już czasu, na ciągłe siedzenie i patrzenie, jak prawie wszyscy są niczego nie świadomi. 

Delikatnie zrzuciła Luke’a ze swojego ciała i wyszła z namiotu. Stanęła bosymi stopami na mokrej trawie. Dookoła niej panowała idealna cisza, w której dało się słyszeć tylko śpiew budzących się powoli ptaków. Niewiele myśląc, ruszyła tą drogą, co wczoraj nad jezioro.



~*~



Hemmings przewrócił się z jednego boku na drugi. Na początku, nie zrobiło to na nim żadnej różnicy, jednak jeden szczegół mu nie pasował. Otworzył swoje zaspane oczy i rozejrzał po wnętrzu namiotu. Obok niego powinna spać Mads. Jednak nie było jej. Przerażony wyszedł ze środka, zakładając wcześniej buty. Okręcił się wokół własnej osi, szukając blond czupryny, jednak nigdzie nie mógł jej dostrzec. 

Zabrał koc, pod którym spał i ruszył w poszukiwania. Nie miał pojęcia gdzie jest. A co jeżeli się zgubiła? Co jeżeli wróciła w jakiś sposób do domu? Nie chciał nawet o tym myśleć. 

Wiedział, że Madison była tutaj pierwszy raz. Nie znała tego terenu. Była tylko raz nad jeziorem niedaleko. 

Jezioro. Tylko tam mogłaby pójść. Tylko tam znała drogę. 

Luke szybkim krokiem ruszył w stronę ścieżki tam prowadzącej. Nie zajęło mu to dużo czasu. Jego duże kroki pozwoliły na szybkie dotarcie. Z jego serca spadł kamień, gdy ujrzał drobną istotkę, siedzącą na pomoście i wpatrującą się we wschodzące słońce. 

Jej skulona postawa, pozwoliła mu myśleć, że jest jej zimno. W końcu to nie był zbyt ciepły poranek. Nim zdążył zorientować się, co robi, jego nogi niosły go już w kierunku Madison. Starał się iść najciszej jak potrafił, aby nie przestraszyć dziewczyny. 

Z każdym zbliżającym się krokiem, czuł dziwny niepokój. Sam nie mógł tego wytłumaczyć. Po prostu to uczucie zaczęło rodzić się w jego sercu i nie chciało odejść. Koc, który trzymał w dłoni, rozprostował i przygotował go, aby zarzucić na zmarznięte ramiona dziewczyny.



~*~



Gdy tylko miękki materiał, dotknął skóry Mads, raptownie się odwróciła. Nie sądziła, że ktoś jeszcze tu jest. Nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w taki stanie. Pociągnęła zaczerwienionym z zimna nosem i spojrzała zaszklonymi oczami na blondyna, który wpatrywał się w nią z troską wyraźnie wymalowaną w spojrzeniu. Nic nie mogła poradzić, że ten widok, spowodował jeszcze więcej wątpliwości. Sama już nie potrafiła zdefiniować swoich emocji. 

Zagubiła się.

Luke usiadł obok niej i wpatrywał się w wyglądające zza drzew poranne słońce.  

Dzisiejszego dnia, Madison obiecała sobie, że powie mu o wszystkim. Nie będzie dłużej z tym zwlekała. Nie ma już na to czasu. Z jednej strony cieszyła się, że chłopak tutaj przyszedł. Mogli spokojnie porozmawiać, bez jakichkolwiek świadków. 

-Skąd wiedziałeś, że tu będę? – zapytała, rozpoczynając rozmowę. 

-Nie mogłaś pójść nigdzie indziej, tylko tu znałaś drogę. – popatrzył na nią kątem oka i lekko się uśmiechnął, jednak Blake nie odwzajemniła jego uśmiechu. Nie potrafiła. 

-Co się stało? – zapytał zmartwiony. W jej oczach, nie widział już tego radosnego blasku, jak każdego poprzedniego dnia. Na pierwszy rzut oka, można było się już zorientować, że coś nie gra. 

-Co sądzisz o śmierci? – zadała pytanie, które wprawiło go w osłupienie. Nie spodziewał się czegoś takiego. 

-Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, jednak w końcu każdego to czeka, prawda?

-Tak. – szepnęła ledwo słyszalnie. – Piękny wschód słońca. – powiedziała całkowicie zmieniając temat. 

Faktycznie, widok ten był zachwycający. Nad taflą wody unosiła się lekka mgła, przez którą przebijały się jaskrawe promienie słońca. Luke jednak, nie potrafił się skupić na tym obrazku. Jego głowę zaprzątało to głupie pytanie, które mu zadała. Dlaczego pytanie na temat śmierci? O co w tym wszystkim chodzi?

-Wiesz… Kiedyś słyszałam takie coś: "Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby nam się takie piękne." Wydaje mi się, że to prawda. W końcu, gdybyśmy się nie bali, że odejdziemy za jakiś czas, nie dostrzegalibyśmy tych wszystkich małych rzeczy. Nie widzielibyśmy tego piękna we wschodzącym słońcu, a poranny śpiew ptaków byłyby dla nas irytujący. 

Przerwała na chwilę, oczekując jakiejkolwiek reakcji chłopaka, jednak nic nie powiedział. Zasłuchany siedział i wpatrywał się w zamyśloną twarz blondynki, czekając aż dokończy swoją myśl.
-Śmierć uczy nas sztuki kochania. Gdyby jej nie było, całe życie bylibyśmy samotni, ponieważ nie spieszyłoby się nam szukać kogoś, kto będzie z nami na dobre i na złe. W sumie… to nie jest takie złe. Nie wiem, dlaczego każdy tak się jej boi. Moim zdaniem to piękne. Odchodzimy, ponieważ zrobiliśmy tutaj już wszystko, co byliśmy w stanie zrobić. – uśmiechnęła się smutno, wpatrując w promienie słońca, odbijające się od wody. 

Luke nie wiedział, co ma powiedzieć. Zaskoczyła go tym całkowicie. Nie miał pojęcia, co to wszystko miało znaczyć i szczerze bał się tego dowiedzieć. Bał się, że ta rozmowa ma jakieś drugie dno. Nieświadomy tego wszystkiego, mimo wszystko miał rację. 



Madison przez tą rozmowę, a właściwie monolog, ponieważ to tylko ona mówiła, starała się w jakiś sposób przygotować blondyna, na wiadomość, którą miała mu powiedzieć. Dziwne było to, że nie czuła żadnego strachu.  

-Luke. – wypowiedziała jego imię, skupiając na sobie jego całkowitą uwagę. Jasno niebieskie tęczówki uważnie wpatrywały się w jej twarz, jednak Mads nie mogła spojrzeć w oczy blondynowi. Cały czas starała się uciekać wzrokiem wszędzie, aby nie patrzeć na niego. Była pewna, że gdyby tylko na jedną króciutką chwilę spojrzała w jego oczy, stchórzyłaby i nic nie powiedziała. 

-Umieram. – powiedziała cicho, jednak wystarczająco, aby chłopak ją usłyszał. 

Jedno słowo. 

Siedem liter. 

Całkowita pustka w głowie. 

-Co? – wykrztusił.

Mads w końcu oderwała wzrok od swoich palców i spojrzała, w te zdezorientowane, należące do Luke’a. Teraz już nie było odwrotu. Należało powiedzieć resztę historii. 

-Jestem chora. Mam białaczkę. 

Mimo że Hemmings, nie był jakimś wybitnym uczniem, wiedział co to znaczy. Jednak nie mógł sobie wytłumaczyć tego, jak taka dziewczyna jak Madison może być chora. Przecież to Mads… Jego Mads. Radosna dziewczyna, ciesząca się życiem i chwilą. Beztroska, zawsze uśmiechnięta.

Dlaczego?

Wpatrywali się w swoje twarze. Wszystko inne straciło jakiekolwiek znaczenia. 

-Mam przeżuty do serca. Jest za późno na terapię. 

Zapanowała cisza. 

Luke dopiero teraz zdał sobie sprawę ze znaczenia tych wszystkich słów. Jego ciałem zawładnęła niewytłumaczalna złość. Podniósł się raptownie i stanął na prostych nogach. 

-Dlaczego mi o tym mówisz?! Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?! – zapytał z wyrzutem głośnym głosem, którego echo niosło się jeszcze przez jakiś czas.

Madison nic nie powiedziała. Nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa. Powiedzenie prawdy było dla niej niezwykle ciężkie. A reakcja blondyna? Co tu dużo mówić. Zaskoczyła ją. Nigdy nie spodziewała się, że zareaguje w taki sposób. 

-Przez ten cały czas… Do kurwy! Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś, gdy się poznaliśmy?! 

Mads nie wytrzymała. Wstała nieco niezdarnie i stanęła przed blondynem wyprostowana. 

-Myślisz, że każdemu, kogo poznam mówię, że umieram?! Myślisz, że dla mnie to jest do cholery łatwe?! Nie planowałam tego wszystkiego! Nigdy nie planowałam cię poznać, wchodzić w jakieś bliskie relacje z kimkolwiek! Więc nie obwiniaj mnie za to, że ci nie powiedziałam! Bo uwierz mi, to w cholerę ciężkie powiedzieć komuś, że nie dożyjesz 20 lat! – krzyknęła, nie martwiąc się, że ktoś inny mógłby to usłyszeć. Miała teraz wszystko w głębokim poważaniu. 

Luke nic już nie powiedział. Po prostu stał i wpatrywał się w blondynkę obojętnym wzrokiem. Nie było go stać na nic innego. 

Madison nic więcej nie powiedziała. Zrzuciła koc ze swoich ramion i ruszyła w drogę powrotną. Ani razu nie odwróciła się, sprawdzając reakcje Hemmingsa. Stała się tak samo obojętna jak on. 

Po kilku minutach, była już na polanie. Obok samochodu, którym przyjechali, stał znajomy pojazd, na widok którego na twarzy Mads pojawił się lekki uśmiech. Drzwi ze strony kierowcy otworzyły się, a ze środka wysiadł znajomy brunet. Blake biegiem ruszyła w stronę Chris’a który patrzył na nią smutnym spojrzeniem. Już po chwili zamknięta była w jego silnym uścisku. 

Właśnie ten gest sprawił, że obojętność odeszła. Pojawił się żal i smutek. Po jej policzkach zaczęły płynąć pierwsze łzy, których nie dało się powstrzymać. Dobrze zrobiła dzwoniąc rano do brata. Wiedziała, że nawet gdyby reakcja Luke’a byłaby inna, nie potrafiłaby przebywać z nim w tak małej przestrzeni jak samochód.



Ich chwilę, przerwała Alex, która właśnie wychodziła ze swojego namiotu. Zdezorientowana podeszła do nich. 

-Hej? – chciała się przywitać, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Rodzeństwo oderwało się od siebie i spojrzało na brunetkę. 

-Cześć. – przywitał się starszy Blake i posłał jej lekki uśmiech. 

Wzrok Wilde, zatrzymał się na zaczerwienionych oczach Madison i jeszcze mokrych od łez policzkach. 

-Powiedziałaś mu. – bardziej stwierdziła, niż zapytała Alex. Blondynka lekko pokiwała głową, potwierdzając przypuszczenia przyjaciółki. 

-Wracam już do domu. Zabiorę tylko swoje rzeczy. 

Brunetka ze zrozumieniem pokiwała głową i pożegnała się z przyjaciółką, wracając do swojego namiotu. Wiedziała, że to będzie dla niej ciężkie. Jednak nie miała pojęcia jak bardzo. 

Po kilku minutach była już gotowa. Wszystkie swoje rzeczy podała bratu, który zaniósł je do samochodu. Powoli dochodziła już 8. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie miała odwagi rozmawiać teraz z pozostałymi, jednak najbardziej obawiała się powrotu bondyna. 

Nie mogła go zobaczyć. 

Nie teraz. 

Potrzebowała chwili dla siebie. 

Musiała ochłonąć i odpocząć.


Madison wsiadła do samochodu, w którym czekał już na nią brat. Zapięła pasy i spojrzała na Chris’a, który lekko się do niej uśmiechał. Wiedział, że będzie to dla niej ciężkie, jednak cieszył się, że zdecydowała powiedzieć o wszystkim blondynowi. Nie mogła go dłużej okłamywać. 

-Wszystko będzie dobrze. – próbował pocieszyć siostrę, jednak miało to słaby wynik. 

-Nic nie będzie dobrze. – uśmiechnęła się smutno, wpatrując w zmieniający się za oknem krajobraz.

-To już koniec. Koniec wszystkiego. 


________________________________________

hej! na samym początku chciałabym was przeprosić, za to jak zjebałam ten rozdział. serio. jest okropny. nadal zastanawiam się, czy dobrze robię dodając go. no ale jak to mówią: YOLO :D

bardzo, bardzo mocno chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze! widzicie, jednak potraficie komentować :) mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie. 

muszę się wam pochwalić! hehe 
dostałam 3 z biologi! a u mojej nauczycielki 3 to jak 5, więc jestem z siebie naprawdę dumna. 
dobra. więcej nie przeciągam. 



ZAPOMNIAŁABYM!
USUNĘŁA MI SIĘ LISTA INFORMOWANYCH, WIĘC JEŻELI KTOŚ CHCE BYĆ INFORMOWANY NIECH ZOSTAWI SWÓJ USER W KOMENTARZU! 

FAJNIE BY BYŁO GDYBYŚCIE COŚ POPISALI NA #LullabyFF
 
pamiętajcie o komentowaniu.
do następnego xx


________________________________________

Chciałabym was zaprosić na nowe fanfiction. 
W sam raz na jesienne wieczory :)
 Znajdziecie je na wattpadzie


mam nadzieję, że wam się spodoba!

sobota, 4 października 2014

14. "Nie nienawidzisz mnie."

*notka na dole*





-Leki. Zapomniałam wziąć leków. – powiedziała przerażona do Alex, która wpatrywała się w nią ze strachem w oczach. 

Twarz Madison była cała blada, a jej oddech coraz płytszy. 

-Calum! – krzyknęła do chłopaka, który natychmiastowo się zatrzymał. Widząc blondynkę, która trzymała rękę na klatce piersiowej, a po jej twarzy, powolnie spływały łzy, podbiegł szybko do nich. 

- Co się dzieje? – zapytał, nie mając o niczym pojęcia. 

-Weź ją na ręce i zanieś z powrotem na polanę. – poleciła Alex. Brunet bez żadnych przeszkód, podniósł drobne ciało blondynki i szybkim krokiem wrócił w stronę skąd szli. Zaraz za nimi szła Wilde, która zmartwiona, zastanawiała się co zrobić. 


Reszta osób, nawet nie zauważyła nieobecności tej trójki. Nadal pogrążeni w rozmowie, szli w swoim kierunku.



~*~



Calum położył słabe ciało Madison na kocu, który pościeliła Alex. Brunetka od razu podbiegła do Blake. 

-Gdzie masz leki? – zapytała, nie zważając na to, że całej tej sytuacji przygląda się zdezorientowany Cal. 

-W namiocie jest plecak. Tam… - Wilde nie czekała, aż jej przyjaciółka dokończy. Zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła po wspomnianą rzecz. Po chwili była już z powrotem, trzymając w jednej dłoni butelkę wody mineralnej, a w drugiej torbę. Usiadła obok blondynki i rozpięła zamek, ukazując jej zawartość. 

Oczom Calum’a ukazało się kilkanaście rodzajów tabletek, których nazwy nawet nie potrafił wymówić. Zszokowany wędrował wzrokiem pomiędzy bladą twarzą Madison, a Alex, która wyciągała ze środka poszczególne pojemniczki, wyjmując potrzebne tabletki. 

Mads podniosła się z ziemi i powoli usiadła, wyciągając dłoń w stronę Wilde, która podała jej pastylki i odkręconą butelkę. Blondynka połknęła lekarstwa i popiła wodą. Uśmiechnęła się lekko w stronę zmartwionej przyjaciółki i położyła na swoim poprzednim miejscu. 

Zapadła cisza, która przerwał zapomniany przez nie Hood. 

-Co się do cholery właśnie stało? – zapytał, spoglądając na dziewczyny, które całkowicie zapomniały o jego obecności.



~*~



Madison popatrzyła na swoją przyjaciółkę, z paniką, wyraźnie wymalowaną w jej spojrzeniu. Przez swoją nieuwagę, zmuszona była powiedzieć mu, co się stało. Nie było sensu, wymyślać, kolejnego dennego kłamstwa, które w końcu i tak wyjdzie na jaw. 

Calum nie odrywał swojego spojrzenia, od przerażonej twarzy przyjaciółki. Był zdezorientowany tym wszystkim. Alex, wiedziała, że to, co teraz będzie musiała zrobić Mads, będzie dla niej ciężkie. 
Zazwyczaj, nikomu nie mówiła o swojej chorobie. Jednak tym razem nie miała innego wyjścia. 

-Um. Ja pójdę do pozostałych. – powiedziała Wilde, zostawiając ich samych. 

Cal usiadł naprzeciwko leżącej wciąż blondynki. Chłopak wpatrywał się w bladą twarz Blake, cierpliwie czekając na wyjaśnienia. Pomiędzy nimi panowała głucha cisza, którą bardzo ciężko było im przerwać. 

-Jestem chora. – powiedziała cicho, wpatrując się w jasny błękit nieba. Jej oczy lekko zaszkliły się. Podniosła się i usiadła, podkładając pod siebie nogi. Popatrzyła, w ciemne tęczówki Hooda, wpatrujące się w nią. – Mam białaczkę. – kontynuowała. 

-Co? – wykrztusił brunet.

Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Ta wiadomość… Sprawiła, że w jego głowie pojawiła się kompletna pustka. Przecież to Madison. Radosna dziewczyna, która nie zna pojęcia takiego jak smutek. Nie mógł zrozumieć, jak taka osoba jak ona może być chora.

-Yeah. – Mads uśmiechnęła się smutno, spoglądając w zaskoczone oczy bruneta. – Jak została wykryta, było już za późno na jakąkolwiek terapię. Mam przeżuty do serca. – powiedziała, wpatrując się w swoje palce. Nie miała odwagi spojrzeć na Calum’a. 

Chłopak nic już więcej nie powiedział. Nie był w stanie. Ta wiadomość…, co tu dużo mówić. Zaskoczyła go. No, bo kogo nie, prawda? 

-Czy… czy on wie? – zapytał cicho. Blondynka słysząc jego pytanie, szybko podniosła swój wzrok, z przerażeniem wymalowanym na twarz. 

-Nie. – powiedziała stanowczo. – Nie wie. 

-Musisz mu powiedzieć. 

-Nie Cal. Nie mogę… Nie mogę go skrzywdzić. – zaczęła tłumaczyć. 

-A nie mówiąc mu, myślisz, że go nie krzywdzisz? – zapytał z wyrzutem. – Naprawdę nie widzisz jak na ciebie patrzy? Nie widzisz tego?! – podniósł zdenerwowany ton głosu, co przyznajmy, przestraszyło Madsion. 

-Ja… - nie miała pojęcia jak mu to wytłumaczyć. To, co było pomiędzy nią a Luke’iem, do tej pory pozostawało zagadką. Żadne z nich nie wie, co to jest. – Ja nie mogę. To za wcześnie… - chciała coś jeszcze dodać, ale brunet jej na to nie pozwolił. 

-Madison do cholery! Za wcześnie?! Przecież… Przecież ty… W każdej chwili… - przez jego gardło nie mogło przejść to jedno słowo. To było zbyt wiele dla niego, a jak poczułby się z tą wiadomością Lucas? 

-Po prostu nie mogę, okej? – wyszeptała. Po jej policzku spłynęła samotna łza, którą jak najszybciej starła, aby została niezauważona przez bruneta. Nie chciała płakać. Już dawno pogodziła się z tym, co ją czeka. Nie było sensu, teraz wypłakiwać łez. To wiadome, że będzie zmuszona im w końcu powiedzieć, jednak potrzebuje więcej czasu. To wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się każdemu wydawać. 

Calum już nic nie powiedział. Siedział cicho i wpatrywał się w siedzącą naprzeciwko niego blondynkę. Nic nie mógł poradzić na to, aby zmieniła zdanie i jak najszybciej powiedziała blondynowi o tym wszystkim. Jednak Madison była uparta. W sumie, sam nie wiedział czy byłby w stanie powiadomić swoich przyjaciół o czymś takim. 

Dlatego postanowił odpuścić. 

Wokół nich panowała cisza. Z każdą następną minutą robiła się coraz bardziej nieznośna. Madison znów wszystko analizowała, przeplatając pomiędzy palcami paski trawy, a Cal? On po prostu siedział i pilnował blondynki. Nie mógł zostawić jej samej. Nie teraz. 

-Idziemy do nich? – zapytała Madison. 

-Na pewno chcesz tam iść? Dasz radę? 

-Jasne. Już wszystko dobrze. – podniosła się z trawy i uspokajająco uśmiechnę do Hooda.

Oboje ruszyli w kierunku drużki prowadzącej nad jezioro. Zanim jeszcze weszli pomiędzy drzewa, Cal przystanął przed Mads i przykucnął. Zdezorientowana dziewczyna nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Dopiero, gdy Calum powiedział żeby wskoczyła mu na plecy, zrozumiała wszystko. 

Chłopak nie chciał przemęczać blondynki. Podróż nad jezioro, wcale nie była taka krótka. Nie chciał, żeby coś jej się stało. Teraz, gdy znał prawdę, postanowił strzec jej jak oczka w głowie. 

Jednak nie mógł znieść jednego. 

Tego, że Luke jest tego wszystkiego nieświadomy.



~*~



Po jakimś czasie, dotarli w końcu nad jezioro, gdzie wszyscy albo się opalali albo skakali z liny zawieszonej na drzewie, do wody. Na twarzy Madison od razu pojawił się uśmiech, gdy jej oczom ukazał się wychodzący z wody Luke. Był to widok niczym ze „Słonecznego patronu”. Mokre, blond kosmyki odstawały w każdą możliwą stronę, a po klatce piersiowej spływały iskrzące się w świetle słonecznym, kropelki wody. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły te przesłodkie dołeczki. 

Mads zeskoczyła z pleców przyjaciela, minimalnie się przy tym chwiejąc. Zakręciło jej się lekko w głowie. W ostatniej chwili złapała ramię bruneta, ochraniając się od upadku. 

-Wszystko okej? – zapytał zmartwiony. 

-Tak już dobrze. – powiedziała i stanęła samodzielnie. Właśnie miała się skierować w stronę blondyna, który obecnie leżał już na ręczniku, jednak przeszkodził jej głos Alex. 

-Madison! – brunetka krzyczała już z oddali, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Blake odwróciła się w stronę Wilde, która zmierzała do niej szybkim krokiem. W końcu stanęła naprzeciwko swojej przyjaciółki. Blondynka podniosła na nią jedną brew, nie mając pojęcia, o co może jej chodzić. 

-Co ty tutaj robisz?! – nawet nie dała jej szansy odpowiedzieć, ponieważ od razu skierowała się do stojącego obok bruneta. – Pozwoliłeś jej tu przyjść?! Czy ty masz rozum?! Czy Bóg nie obdarował cię czymś tak ważnym?! Przecież powinna teraz odpoczywać! – wydarła się, skupiając na sobie uwagę Ashton’a i Michael’a, którzy stali niedaleko. 

-Uspokój się. – powiedziała wyluzowanym głosem blondynka. – Już wszystko dobrze. 

-Dobrze?! – prychnęła. –Powinnaś tam zostać i odpoczywać! 

-Alex! Wszystko jest dobrze! – powiedziała podniesionym głosem Madison. Brunetka popatrzyła na nią z niepewnością wymalowaną na twarzy. Blondynka uśmiechnęła się do niej, aby potwierdzić swoje słowa. Gdy Wilde lekko skinęła głową, wreszcie akceptując fakt, że wszystko wróciło do poprzedniego porządku, Madison odwróciła się na pięcie i zostawiła za sobą dwójkę przyjaciół. Skierowała się w wiadomym chyba kierunku, prawda?

Z uśmiechem na ustach, zmierzała do Luke’a który leżał na ręczniku, napawając się ciepłymi promieniami słońca. Chłopak uniósł się na łokciach i wpatrywał się w blondynkę. Z każdym krokiem, na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Sama nie wiem jak możliwe było to, aby uśmiechać się aż tak szeroko. 

-Cześć. – powiedział pierwszy, gdy Madison była w takiej odległości, aby go usłyszeć. 

-Hej. 

Mads chciała usiąść obok niego na piasku, ale nie pozwolił jej na to. Złapał za rękę i sama nie jestem do końca pewna jak to zrobił, ale sprawił, że usiadła mu na nogach.

-Jesteś mokry! – krzyknęła oburzona, próbując ukryć tym rozbawienie, przebijające się przez jej głos. Chciała już wstać, ale położył swoje dłonie na jej biodrach, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Na nosie blondyna spoczywały czarne okulary przeciw słoneczne, ukrywające za swoim ciemnym szkłem te piękne, niebieskie i iskrzące się w tym momencie tęczówki. 

Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, tak, że ich twarze znajdowały się naprzeciwko siebie. 

-Dlaczego przyszłaś później? Przecież wychodziliśmy wszyscy razem. – zapytał splatając palce za plecami dziewczyny, tym samym przysuwając ją bliżej siebie. Madison zmuszona była zarzucić swoje ramiona na szyję chłopaka. 

Nie przejmowali się tym, że pozostali ich widzą. Nic ich nie obchodziło, poza nimi oczywiście. W takich momentach jak ten, liczyli się tylko oni. 

-Zapomniałam czegoś i musiałam wrócić. – skłamała łatwo. 

Patrząc na tą dwójkę z boku, nikt nie pomyślałby, że mają już tak mało czasu. Nikt nie spodziewałby się, po takiej dziewczynie jak Madison, że jest chora. Jednak każdy, kto tylko zobaczyłby ich razem, widziałby te spojrzenia, uśmiechy, gesty. Wszystko to wskazywało, jakim uczuciem się darzą. Jednak żadne z nich nigdy nie powiedziało, co czuje do drugiego. Może to było dla nich za wcześnie? A może, byli tacy ślepi, że tego nie zauważali? 

Madison zdjęła okulary chłopaka, aby w końcu móc zobaczyć te niebieskie tęczówki, w których tak bardzo jest zakochana. Może robili to nieco nieświadomie, ale z każdą mijającą sekundą, ich twarze zbliżały się do siebie. 

Zapomnieli o wszystkim. 

Jedyne, co liczyło się w tamtym momencie było to, aby ich usta się ze sobą spotkały. Zresztą chwilkę później tak było. To nie był pocałunek przepełniony namiętnością. Bardziej można go zaliczyć do grupy tych słodkich, powolnych, w które wkładasz tyle swojego serca ile tylko możesz. Przez ten gest chcesz pokazać, ile ta druga osoba dla ciebie znaczy. 

W końcu oderwali się od siebie, zaczerpując głośno powietrza, którego im zabrakło. Luke popatrzył na uśmiechniętą twarz Mads i wtulił się w zagłębienie jej szyi, tym samym łaskocząc ją wydychanym w skórę powietrzem. 

-Łaskocze. – zaśmiała się Blake, przejeżdżając palcami pomiędzy wysychającymi powoli włosami chłopaka. Trwali w takiej pozycji jakiś czas, rozmawiając. Nie mogli uwierzyć, że już jutro wracają do domu, do normalności. 

-Zakochańce! – krzyknął Michael, zwracając ich uwagę na siebie. – Wracamy już. – posłał im oczko.
Madison złożyła ostatniego całusa na różowych wargach Luke’a i podniosła się z jego nóg. 

-Wstawaj! – rzuciła do chłopaka, który ponownie położył się na piasku. –No już! – powtórzyła i wyciągnęła rękę w jego stronę, aby pomóc mu wstać i nieco popędzić, ponieważ wszyscy już wyruszyli w drogę powrotną. 

Zostali sam. 

Hemmings stanął w końcu na nogach, ale w jego głowie pojawił się szatański plan, który postanowił od razu zrealizować. Popatrzył się na Madison, która stała obok niego z podpartymi na bokach rękami, czekając aż chłopak w końcu postanowi się ruszyć. 

Na jego twarzy pojawił się podstępny uśmieszek. Powoli zbliżał się do dziewczyny. Ta, nieco za późno zorientowała się, co blondyn chce zrobić, więc dała mu się złapać. Luke wziął ją na ręce i pobiegł pomostem na sam koniec. Przez całą drogę było słychać głośne krzyki Madison, która oczywiście nie miała zamiaru dzisiaj brać kąpieli, w już nie zbyt ciepłej wodzie. Jednak to nic nie dało, bo już po chwili oboje wylądowali w jeziorze. Mads pierwsza wypłynęła na powierzchnię czekając, aż blondyn do niej dołączy. Po chwili, pojawiła się uśmiechnięta twarz Lucas’a. 

-Ty idioto! – wrzasnęła blondynka, gdy tylko go ujrzała. – Czy ty jesteś mądry?! – krzyczała. 

Luke nic sobie z tego nie robiąc podpłynął do niej i przyciągnął do swojego ciała. Blake owinęła swoje nogi wokół jego talii a ramiona okręciła wokół szyi. Jej złość automatycznie uleciała. Zresztą, kto potrafiłby się złościć na takiego słodziaka, jakim jest Hemmings, prawda? 

-Nienawidzę cię. – powiedziała. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wiedział, że to nie prawda.

-Nie nienawidzisz mnie. 

Pomiędzy nimi zapanowała cisza, która w żaden sposób nie była niekomfortowa. 

-Chyba masz rację. – wyszeptała i znów tego dnia, połączyła ich usta.



________________________________________

cześć! 
postarałam się aby dodać dzisiaj rozdział, ale jestem na was wkurzona. no bo kurde, ja się produkuję żeby wam ten rozdział dodać, poświęcam na to swój wolny czas, który mogłabym wykorzystać na wiele innych rzeczy, a w zamian od was otrzymuję 5 komentarzy. nie myślicie, że to trochę nie fair? 
dlatego, jeżeli nie zaczniecie komentować, ja nie będę dodawała rozdziałów, ponieważ uznaję, że was to opowiadanie nie interesuje, więc nie ma sensu jego kontynuacji. 
i teraz, jeżeli jakaś jedna osoba siądzie i będzie pisać po kilka komentarzy, to uwierzcie da się to zauważyć. dlatego proszę was. niech każdy kto przeczyta zostawi po sobie komentarz. może to być zwykłe czytam, a ja już będę miała tą satysfakcję i pewność, że nie robię tego na darmo. 


jeżeli chcecie komentować lub coś ogólnie związanego z twitterem i Lullaby, to możecie pisać to pod 
#LullabyFF