sobota, 27 września 2014

13. "Nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli."









Wieczorem, wszyscy biwakowicze postanowili zebrać się wokół ogniska, które oświetlało ich twarze. Siedzieli na przygotowanych wcześniej ławkach. Niektórzy przypiekali na ogniu pianki, inni po prostu wpatrywali się w płomienie, a pozostali rozmawiali zawzięcie na różne tematy. 

Madison siedziała obok Alex, z którą oczywiście się już pogodziła. Zawsze tak było. Nigdy nie mogły wytrzymać bez siebie chociaż 10 minut. Brunetka cały czas nadawała do swojej przyjaciółki, ale Blake nie za bardzo słuchała tego co miała jej do powiedzenia. Wpatrując się w ogień, pogrążyła się w swoich myślach. Analizowała całe swoje życie, a szczególnie ostatnie dni. Tak wiele się zmieniło odkąd się tu przeprowadziła. Myślała, że to będzie dobre wyjście. Odciąć się od starych znajomych. Po prostu zniknąć. Jednak teraz, siedząc pomiędzy nowymi przyjaciółmi zastanawiała się czy faktycznie tak było. Nawiązała teraz wiele bliskich znajomości, to nieuniknione, że jej odejście spowoduje wiele bólu, od którego za wszelką cenę starała się ich ochronić. Jednak nie udało się. Już za późno. Teraz jest tylko jeden problem. 

Należy powiedzieć prawdę. 

Jednak Madison nadal nie była na to gotowa. Zresztą to nie łatwa sprawa, powiedzieć znajomym, że umrze do końca tego roku. Może zaraz ogłosi to wszystkim zebranym? Hej, chcę was powiadomić, że umieram. Zostało mi kilka miesięcy, może mniej. Później uśmiechnąć się rozbrajająco i kontynuować normalny wieczór? 

Nie. 

Mads musi znaleźć odpowiedni moment. Jednak, czym bardziej odkładała to w czasie, było jej gorzej wyjawić tą tajemnicę. 

Wzrok blondynki zatrzymał się na Zoe, która siedziała obok Luke’a. Brunetka uśmiechała się do niego zalotnie, co jakiś czas przygryzając swoją wargę. Zachowanie tej dziewczyny, doprowadziło do tego, że na twarzy Mads pojawił się grymas obrzydzenia. Czy była zazdrosna? To chyba za mało powiedziane. Blondynka kipiała zazdrością. 

Najbardziej jednak denerwowało ją to, że Hemmings również się do niej uśmiechał. 

Blake przez ten widok, całkowicie straciła chęci do dalszego siedzenia przy ognisku. 

-Idę się położyć. Źle się czuję. – powiedziała do siedzącej obok niej Alex, która popatrzyła na nią. Brunetka, posiadając informacje, o których inni nie wiedzieli, pokiwała natychmiastowo głową.  Faktycznie, Mads była nieco zbyt blada. To zaczęło niepokoić przyjaciółkę. 

Madison wstała ze swojego miejsca i pożegnała się z siedzącymi blisko niej osobami. 

Weszła do stojącego niedaleko namiotu, który dzieliła z blondynem. Wciąż, nie była do końca pewna tego, czy podjęła dobrą decyzję. Może lepiej byłoby po prostu wrócić do domu? Nie musiałaby teraz patrzeć na to jak Zoe się do niego zaleca. 

Ten widok sprawiał jej ból. Mimo tego, że nic nie łączyło ją z blondynem. Okej, może nie do końca nic, w sumie to jednak coś pomiędzy nimi było. Chociaż sami jeszcze nie określili czym to jest. 

Blake, położyła się wygodnie i okryła ciepłym śpiworem. Nie wiedziała co zrobić ze sobą, lub z relacją łączącą ją z Luke’iem. To było męczące. Blondynka, coraz częściej zdawała sobie sprawę, że już nie daje rady, że chciałaby żeby to wszystko zakończyło się już. Nie chciała nawiązywać jeszcze bliższych znajomości z ludźmi tutaj poznanymi. 

Jednak, to jeszcze nie był ten czas. 

Po kilku minutach samotnego leżenia w namiocie i rozmyślania o tym wszystkim, usłyszała jak ktoś otwiera wejście. Blondynka odwróciła się tyłem i udawała, że śpi. Nie potrzebowała z nim teraz jakiejkolwiek rozmowy. Zresztą… Była na niego wkurzona przez cały wieczór. W końcu, jeżeli zaczął się spotykać z nią, to czego reaguje w taki sposób na te wszystkie gesty ze strony brunetki?



~*~



Chłopak wszedł do środka i spojrzał na leżącą blondynkę. Chciał z nią pogadać. Chciał wyjaśnić całą tą sytuację. To wszystko nie miało tak wyjść. Ale martwił się również. Nie wiedział, dlaczego tak szybko odeszła od ogniska. A ta niewiedza sprawiała, że bał się o nią.

-Madison? – szepnął, kładąc się na swoim miejscu. Jednak dziewczyna mu nie odpowiedziała. 

Czyżby już spała? 

-Mads? – dziewczyna wzdrygnęła się, co nie uszło uwadze chłopaka. Na jego twarz wpłynął lekki uśmiech. 

-Wiem, że nie śpisz. – powiedział, wpatrując się nadal w plecy blondynki. 

Blake w końcu odwróciła się i popatrzyła na niego wkurzona. 

-Co chcesz? – zapytała z wyrzutem. Jej chłodny ton sprawił, że Luke zdziwił się i popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Wiedział, że nie powinien dzisiaj rozmawiać z Zoe w taki sposób. Jednak nie miał pojęcia, że blondynka aż tak zareaguje. 

-Co się stało? Czego tak wcześnie poszłaś? – zapytał zmartwiony. 

-A czego ty tu jesteś? Jak słyszę, wszyscy jeszcze są przy ognisku? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. 

-Nie było ciebie, nie miałem po co tam siedzieć. Poza tym nie wiedziałem, dlaczego poszłaś. Martwiłem się. – powiedział całkiem poważnie. 

-Oh, nie pierdol Hemmings. – prychnęła Mads. –Dziwne, że w ogóle zauważyłeś, że stamtąd poszłam. – powiedziała z wyrzutem i odwróciła się do niego plecami.

-Przepraszam. – powiedział cicho. Miał nadzieję, że ten wieczór będzie miał nieco inne zakończenie.

Jednak pomylił się. 

-Oh. Daj spokój. Po co masz mnie przepraszać? – popatrzyła na chłopaka. Całe ciało dziewczyny, wypełniała niezrozumiała złość. Nie mogła pojąć dlaczego, zareagowała w taki sposób. W końcu nie byli razem, nic ich nie łączyło prawda? 

-Ponieważ… - chłopak chciał się już wytłumaczyć, jednak blondynka nagle mu przerwała. 

-Posłuchaj mnie. Nie musisz przepraszać. Nie masz powodu, prawda? W końcu nic pomiędzy nami nie ma. 

Po wypowiedzeniu tych ostatnich słów, chciała je natychmiastowo cofnąć. Nie chciała tego powiedzieć. Nie to miała na myśli. Jednak było już za późno. Stało się, a nie miała zamiaru tego cofać i go przepraszać. 

Luke słysząc te słowa, poczuł dziwny chłód, który go ogarnął.  Co tu dużo mówić. Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy takie coś z ust Madison. To bolało. Ta obojętność z jej strony i oczy, które pusto wpatrywały się w twarz Hemmingsa. 
 
Pomiędzy nimi zapanowała cisza, której nikt nie chciał przerwać. 

Madison żałowała swoich słów. 

Luke żałował swojego zachowania przy ognisku. 

Oboje cierpieli, przez słowa, które nieumyślnie wypowiedziała Mads. 


Blondyn odwrócił się plecami do dziewczyny i zamknął oczy. Jednak było to jedno z najgorszych wyjść, jakie mógł zrobić. Od razu gdy jego powieki opadły, zamykając okno na świat, w jego umyśle pokazały się wspomnienia z Madison. Te chwile, które ostatnio spędzili razem. 

Leżąc tak, zadał sobie pytanie. Kim tak naprawdę jest dla niego ta drobna blondynka, która w tym momencie, leżała do niego odwrócona plecami, a po jej policzkach płynęły łzy. Kim dla niego była? 

A jeszcze lepsze pytanie. 

Kim byli dla siebie?


Luke nie mógł zasnąć. Leżał na plecach i wpatrywał się w materiałowy sufit. Dookoła niego panowała cisza, którą przerywały tylko ciche oddechy jego jak i Madison. Nie mógł zmrużyć nawet oka, ponieważ bał się, że gdy tylko to zrobi, dziewczyna, leżąca obok niego zniknie. 

Madison przez cały ten czas czuła obok siebie obecność chłopaka. Dopiero teraz, gdy przemyślała swoje zachowanie, zrozumiała, co takiego zrobiła. Dotarło do niej, że nie powinna się zachowywać w taki sposób. To była jego sprawa, z kim rozmawiał, co robił. Nie miała prawa mu tego zabraniać.

Jej policzki nadal były mokre od łez, ale nie przejmowała się tym. Odwróciła się w stronę chłopaka, który w tym momencie wpatrywał się w sufit, ale gdy tylko poczuł na sobie obce spojrzenie, popatrzył na nią. Jego wzrok automatycznie złagodniał, gdy spostrzegł łzy płynące po jej lekko zaczerwienionej twarzy. 

-Przepraszam. – wyszeptała cicho, jednak to wystarczyło, aby Luke ją usłyszał. Przyciągnął ją do swojego ciała i mocno objął ramionami. Wtedy wszystkie bariery runęły, a łzy strumieniami spływały po jej policzkach, mocząc bluzę chłopaka. 

-Przepraszam. – również wyszeptał jej do ucha. 

Ta scena była tak bardzo podobna, do tego niespodziewanego spotkania na plaży. Dotyk, zresztą sama obecność chłopaka sprawiała, że cała silna wolna, którą w sobie pokładała, znikała jak za dotknięciem magicznej różdżki. Wszystkie mury waliły się, ukazując prawdziwą Madison. Wrażliwą dziewczynę, która ma ciężkie życie. 

Te łzy, nie były spowodowane tylko wydarzeniami z tego wieczoru. Wszystkie ostatnie dni, wszystkie niepodjęte decyzje i tajemnice, spowodowały to. Jednak, jeden najważniejszy powód, to świadomość, że Madison ma tego czasu coraz mniej. Na powiedzenie prawdy, na spędzanie wspólnego czasu. A w szczególności na pożegnanie się

Blondynka mocniej wtuliła się w ciało chłopaka, nieco się uspokajając. A Luke? Jemu spadł kamień z serca, że wszystko znów jest dobrze. Jego serce znów wypełniała nadzieja, dzięki której następnego dnia mógł obudzić się, licząc na to, że Madison znów znajdzie się w jego ramionach, a on będzie mógł się tym cieszyć.



~*~



Następnego ranka, Luke wraz z Madison zostali obudzeni, przez Ashton’a który wszedł do ich namiotu. Widząc ich przytulonych podczas snu, zrozumiał, że coś pomiędzy nimi jest. Chcąc ich obudzić rzucił się pomiędzy nich, skutecznie budząc. Luke gdy tyko otworzył oczy i spojrzał na szczerzącego się blondyna, rzucił mu piorunujące spojrzenie, a następnie spojrzał na blondynkę, która odwróciła się do nich plecami i pogrążyła w dalszym śnie. 

-Wypad stąd. – warknął, zachrypniętym jeszcze od snu głosem. Irwin uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

-Pospieszcie się. Już 13. Zaraz idziemy nad jezioro, czekamy tylko na was, bo wszyscy są gotowi. – wytłumaczył i ulotnił się z namiotu. 

Luke, chcąc czy nie, musiał obudzić blondynkę. Przybliżył się do niej i owinął swoje ramię wokół jej talii. Madison na ten gest, mruknęła cicho zadowolona. Hemmings schował swoją twarz w zagłębieniu jej szyi i zaczął składać tam czułe pocałunki. 

Na twarzy Blake pojawił się szeroki uśmiech. Właśnie w tamtym momencie, uświadomiła sobie, że mogłaby być budzona w taki sposób już zawsze. Luke, wiedząc, że dziewczyna już nie śpi, złożył pocałunek na jej zarumienionym lekko policzku. 

-Dzień dobry. – mruknął cicho, przytulając jej ciało do swojego. Blondynka odwróciła się twarzą do niego i uśmiechnęła. 
 
-Cześć. – przywitała się i złożyła figlarnego całusa na czubku jego nosa. Oboje czuli się, jakby nikt inny poza nimi nie istniał. Jakby na całym świecie byli tylko oni. 

Madison i Luke. 

-Wszyscy idą nad jezioro. Idziemy z nimi? – zapytał blondyn, patrząc czule na łagodne rysy twarzy Mads. 

-Musimy? – zapytała, mając nadzieję, że w jakiś sposób uda jej się tego uniknąć. Nie za bardzo miała na to ochotę.

-Yup. – uśmiechnął się. Jednak dziewczyna nie podzielała jego entuzjazmu. – No dawaj, będzie fajnie. – prosił. 

Madison nie miała innego wyjścia niż zgodzić się, więc pokiwała głową, sprawiając, że jego uśmiech powiększył się, a dołeczki w policzkach stały się bardziej widoczne.  


Już po 15 minutach, nastolatkowie ruszyli w drogę nad wodę. Każdy z nich niósł coś ze sobą. Na samym przodzie szła Zoe wraz z Ashton’em, którzy prowadzili całą grupę. Zaraz za nimi szedł Michael wraz z Luke’iem żwawo o czymś dyskutując. Calum samotnie przemierzał drogę, przysłuchując się rozmawiającym za nim dziewczynom. 

-Kim w ogóle jest Zoe? – zapytała ciekawa Blake. Nie miała jeszcze okazji się dowiedzieć, skąd ta dziewczyna się tu wzięła. 

-To jakaś kuzynka Calum’a, która przyjechała do niego na wakacje w odwiedziny. – wytłumaczyła. Blondynka tylko pokiwała głową, na znak, że przyjęła tę informację. 

Drogą ciągnęła im się niemiłosiernie, a słońce prażyło. Każdy nie mógł się już doczekać, aby usiąść w cieniu lub ochłodzić się w zimnej wodzie. 

Madison cały czas rozmawiała z Alex, która dotrzymywała jej kroku. W pewnym momencie blondynka zatrzymała się, czując dziwne ukłucia w klatce piersiowej. Jej oddech stał się cięższy niż zazwyczaj. Brunetka, zatrzymała się i popatrzyła na swoją przyjaciółkę. Na twarzy Mads malowało się przerażenie. Dopiero w tamtej chwili zrozumiała, co się dzieje. 


_______________________________

cześć!
z góry przepraszam za taką przerwę, ale niestety musiałam się uczyć. chciałabym podziękować wszystkim razem a także, każdemu z osobna, za to, że czyta to durne coś co piszę i nadal tu jest. nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. 
jeżeli chodzi o rozdziały. będą pojawiały się rzadko. mam strasznie wymagającą nauczycielkę z biologi i jak się okazało rozszerzenie już od 1LO. nie będę zawieszała bloga, ponieważ obiecałam sobie, że go skończę. mimo wszystko. 
dlatego musicie cierpliwie czekać na kolejne części. czasami będą szybko, a czasami będziecie musieli trochę poczekać. wszystko zależy od ilości mojego wolnego czasu. 

do zobaczenia
kocham was, 
Hope

niedziela, 14 września 2014

12. "Każdy plan, należy wcielić w życie."






Równo o 17 Madison wyszła z domu, z wielkim plecakiem na plecach. Samochód, który czekał na nią już od dobrych 15 minut, wypełniony był pozostałymi znajomymi, którzy cierpliwie czekali aż nastolatka w końcu wyjdzie z domu. Gdy Calum zobaczył, że blondynka kieruje się w ich stronę, wyskoczył szybko z samochodu i podbiegł do niej. 

-Cześć młoda. – przywitał się, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Madison oczywiście również się przywitała i uniosła kąciki swoich ust. Chłopak zabrał od niej plecak i zaprowadził do samochodu. Otworzył przed nią drzwi, aby swobodnie mogła wejść do środka, a później zajął się jej bagażem. 
 
Mads przywitała się ze wszystkimi znajomymi i rozejrzała za wolnym miejscem, które było wolne, oczywiście tylko obok Luke’a. Czy to nie jest dziwne? Alex, ciągle patrzyła na nią z wielkim uśmiechem na ustach. Blondynka, nie miała zielonego pojęcia, o co jej chodzi, ponieważ już od tamtego dnia, gdy były u Ashton’a, jej przyjaciółka dziwnie się zachowywała. 

Blake posłała jej zdezorientowane spojrzenie, gdy zobaczyła, że obok niej siedzi nieznajoma dziewczyna. Nie wiedziała, że jeszcze ktoś miał z nimi jechać. Madison przeszła do wolnego miejsca i zajęła je. 

-Hej. – przywitała się z Luke’iem, który do tej pory nie zwrócił na nią uwagi. Chłopak odwrócił się i napotkał lekko uśmiechającą się w jego kierunku blondynkę. Nawet nie wiecie, jak wielką ochotę miał, aby w tamtej chwili wpić się w jej malinowe wargi, które tak bardzo go pociągały. 

-Cześć. – odwzajemnił uśmiech. Przez kilka chwil wpatrywali się w siebie, nie wiedząc, co zrobić. W całym samochodzie panował gwar rozmów, który starał się przekrzyczeć z przedniego siedzenia Michael. 

-Ej! Ludzie! Spokój! – krzyknął, naprawdę głośno, sprawiając, że każdy się na niego popatrzył z lekkim wkurzeniem.

-O co chodzi? – zapytał Ashton, który chwilę temu pogrążony był jeszcze wraz z Calum’em w rozmowie. 

-Muszę sprawdzić, czy nikogo nie zapomnieliśmy. – uśmiechnął się szeroko i zaczął liczyć wszystkich pasażerów. –Wszyscy! No to jedziemy. – odwrócił się w stronę kierownicy i odpalił auto, ruszając w drogę. 

Luke, chcąc w jakiś sposób wyrzucić ze swojej głowy myśli o tym, jak bardzo w tym momencie chciałby pocałować Madison, włożył słuchawki do uszu i skupił się na wypływającej z nich muzyki. Chciał się, chociaż na chwilę odciąć od otaczającej go rzeczywistości. 

Jednak nie trwało to długo. Znudzona Madison wyrwała mu jedną ze słuchawek, co sprawiło natychmiastowe skupienie jego uwagi na jej drobnej osóbce.

-Czego słuchasz? – zapytała. Nuda, która dręczyła ją od samego początku podróży, sprawiała, że robiła wszystko, aby ją zabić. Na początku starała się czytać książkę, którą zabrała ze sobą, jednak otaczający ją gwar nie pozwalał na to. Nie mogła skupić się na żadnym słowie, które czytała. 

Luke, aby odpowiedzieć na jej pytanie, podał słuchawkę, tą z dłuższym kabelkiem, aby mogła sprawdzić, jaka muzyka w nich leciała. Madison chwyciła ją i włożyła do swojego ucha, próbując rozpoznać lecącą piosenkę. Już po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy w końcu rozpoznała graną melodię. 

-Thirty seconds to Mars? – zapytała, nie ukrywając radości. Blondyn zszokowany, że jego towarzyszka zna ten zespół, przytaknął z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. 

-Znasz ich? – zapytał niedowierzając. 

-No jasne! – powiedziała z entuzjazmem. – Miesiąc temu byłam na ich koncercie w Nowym Jorku. – wspomniała wydarzenie, które już na zawsze zapisało jej się w pamięci. Do tej pory, czasami nie może uwierzyć, że miała okazję usłyszeć ich na żywo. 

-Co? Nie wierzę. – powiedział zszokowany. 

-To lepiej uwierz. – posłała mu swój piękny uśmiech i wsłuchała w lecącą piosenkę. 

-Więc która z ich piosenek, jest twoją ulubioną? – ciągnął temat Hemmings. 

-Sama nie wiem. Wszystkie są świetne. Ostatnio nałogowo słucham Was it a dream. A twoja? 

-Wydaje mi się, że A beautiful lie. – powiedział, po chwili zastanowienia.

Jeszcze przez jakiś czas rozmawiali o muzyce. Jej rodzajach, o zespołach, jakich słuchają i poszczególnych piosenkach. Do tej pory nie mieli pojęcia, że może ich łączyć aż tak wiele. W końcu Madison zaczęła ogarniać senność. Nie miała siły już rozmawiać. 

Z lekką niepewnością położyła swoją głowę na ramieniu chłopaka, wsłuchując się w grającą muzykę, zamknęła oczy, pogrążając się we śnie. 

Luke na początku, był nieco spięty. Nie wiedział, co powinien zrobić, po tym jak Mads zasnęła na jego ramieniu. Przez chwilę zastanawiał się jak postąpić, co zrobić. Po kilku minutach, gdy miał już stu procentową pewność, że blondynka śpi, objął ją ramieniem w talii, tym samym przyciągając ją bliżej swojego ciała. Na swojej szyi, czuł równomierny oddech Blake, który powodował u niego dreszcze oraz dziwne ciepło. Ciepło, które świadczyło o tym, że miał pewność, że jest bezpieczna. Dlatego, że była w jego ramionach, które ochroniłyby ją od wszystkiego. 

Cały ten czas pogrążony był w swoich myślach, które nie dawały mu spokoju. Po tej jednej randce, czuł… wiedział, że chce więcej. Potrzebował tej małej osóbki w swoim życiu. Chciał być dla niej, kimś, kim nie był jeszcze dla nikogo. Chciał sprawiać, aby na jej twarzy widniał ten uśmiech, który tak bardzo kochał, chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, ochronić ją od wszystkiego. Chciał być dla niej. Tylko dla niej. 

Nawet nie wiedział, w którym momencie, sam oparł swoją głowę o tą spoczywającą na jego ramieniu. Gdy tylko to zrobił, dziwnym sposobem, jego powieki mimowolnie opadły, zamykając okno na świat. Pogrążył się we śnie. 

We śnie, w którym wszystko było idealne, a przy jego boku była mała uśmiechająca się postać, którą była Madison.



~*~


 
Po jakimś czasie samochód w końcu się zatrzymał, Madison nadal pogrążona była we śnie, natomiast Luke, zaskoczony zatrzymaniem się otworzył nagle oczy. Jak się okazało byli już na miejscu. Trzeba było wyjść i rozkładać namioty, aby mieć, w czym spać. Tak wyszło, że blondyn miał być w namiocie sam. 

Jednak nie przeszkadzało mu to. W pewnym sensie nawet się cieszył, z racji tego, że będzie miał więcej miejsca tylko dla siebie. 

Wszyscy powoli wychodzili z samochodu i zabierali swoje bagaże z bagażnika. Jednak Luke nadal siedział na swoim miejscu. Nie miał pojęcia co zrobić, ponieważ blondynka nadal spała. Nie miał serca jej budzić. Wyglądała tak spokojnie, tak pięknie… 

Jednak, musiał to zrobić. 

-Madison. – szepnął cicho, składając pocałunek w jej włosach. – Mads. Wstawaj. – jednak to nic nie pomogło. 

-Kochanie, jesteśmy na miejscu. – sam nie miał pojęcia dlaczego tak do niej powiedział. Nie powinien tego robić, w końcu nie są razem, prawda? Jednak zwracając się do niej w ten sposób, czuł się tak właściwie, jakby to było normalna rzeczą w jego życiu. Nazywanie jej tak.  

Blondynka, powoli poruszyła się i otworzyła lekko oczy. Spojrzała zaspanym wzrokiem na wpatrującego się w nią blondyna. 

-O co chodzi? – zapytała, zachrypniętym od snu głosem. 

-Jesteśmy na miejscu. – wytłumaczył Luke i uśmiechnął się lekko. 

-Oh… - tylko na tyle było ją stać, w tym momencie. 

Jej ciało powoli rozbudzało się do życia. Na jeszcze miękkich nogach, wstała z siedzenia i skierowała się do wyjścia z samochodu. No ale jak to na Madison przystało, zawsze coś musiało pójść nie tak. Przechodząc między wolnymi już siedzeniami, potknęła się o pasek czyjejś torebki. 

Z jej ust wydobył się przestraszony pisk, była gotowa już na zderzenie z ziemią. Jednak poczuła dwie silne dłonie, otaczające jej talię i przytrzymujące w miejscu. Chłopak podniósł ją do pionu i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, czekając aż jej oddech się wyrówna. 

Po chwili, gdy dziewczyna się nieco uspokoiła, wyswobodziła się z jego dłoni i odwróciła do niego. 

-Dziękuję. – powiedziała, wdzięcznie się uśmiechając. 

-Zawsze do usług. – puścił jej oczko, również się uśmiechając. 

Madison w końcu wyszła z samochodu. Słońce już powoli chyliło się ku horyzontowi. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Z każdej strony otaczał ich las, samochód stał na leśnej drodze, a oni znajdowali się na jakiejś polanie. Szczerze, nie miała pojęcia gdzie w tym momencie jest. 
 
Z obserwacji wyrwała ją Alex, która podeszła do niej ze skruszoną miną. 

-Musimy pogadać i Ci się to nie spodoba. – powiedziała cicho brunetka, ciągnąc Mads za łokieć, z dala od pozostałych. 

-O co chodzi? – zapytała z uniesioną brwią i skrzyżowała ramiona na piersi. 

-No bo… No… - nie za bardzo wiedziała jak ma to jej powiedzieć, co niezwykle irytowało blondynkę. 

-Wykrztusisz to w końcu z siebie? 
 
-Ta dziewczyna, która ze mną siedziała, Zoe, przywiozła namiot w którym miałyśmy spać… ale okazało się, że jest dwu osobowy. – powiedziała na jednym wdechu. 

-No chyba sobie ze mnie żartujesz?! – wrzasnęła, nieco głośniej niż było trzeba, skupiając na nich uwagę wszystkich pozostałych, którzy do tej pory pochłonięci byli rozkładaniem namiotów. 


Alex, robiła wszystko aby tylko nie patrzeć na wykrzywioną we wściekłości twarz przyjaciółki. Szczerze, nie miała pojęcia, że zareaguje aż tak… emocjonalnie? Tak, wydaje mi się, że to dobre określenie. 

-Przepraszam. – powiedziała cicho Wilde. Co na to Mads? Nie mogła nic na to poradzić. Czekało ją spanie pod gołym niebem, to chyba nie może być aż tak straszne, prawda? Przecież, nie są pośrodku dziczy. A może jednak?

-Świetnie, po prostu genialnie. – powiedziała, już nieco spokojniejszym głosem Blake.


Madison odwróciła się na pięcie i spojrzała na wszystkich, obserwujących je. 

-Przedstawienie skończone. – powiedziała i skierowała się do samochodu wyjmując z niego swój plecak. Zarzuciła go na swoje plecy i ruszyła przed siebie, nie mając pojęcia gdzie idzie.



~*~



Luke cały czas obserwował kłótnię Madison i Alex, nie miał pojęcia, o co im poszło, ale jednego był pewien. Blondynka była nieźle wkurzona. Chyba nikt nie chciałby wejść jej w tym momencie w drogę. To po prostu nie skończyłoby się dobrze dla tej osoby. Nie ważne, kim by była. 

Gdy zobaczył jak Mads odchodzi, nie miał pojęcia co zrobić. W ogóle nie miał pojęcia co tu się dzieje. Alex podbiegła do niego i Calum’a, który właśnie pomagał Hemmingsowi rozłożyć namiot. 

-Uciekła. Zabrała plecak i poszła. Tak po prostu. – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się strach. To było normalne, że bała się o swoją przyjaciółkę. – Zrób coś! – zwróciła się do Luke’a.

-Ja?! – zapytał piskliwym zza skoczenia głosem. – Dlaczego ja mam za nią iść? To na ciebie jest obrażona! Nawet nie wiem dlaczego. 

-Zoe wzięła za mały namiot, nie zmieścimy się we trzy. – to sprawiło, że Hemmings, szybko zerwał się ze swojego dotychczasowego miejsca i ruszył w ślad za blondynką. 

Po kilku minutach biegu, zatrzymał się przed Madison, sprawiając, że stanęła w miejscu. Zziajany oparł swoje dłonie o kolana i pochylił się, starając złapać pełny oddech. Nadal dziwił się, że Mads na tych swoich krótkich nóżkach, przeszła taki kawał drogi. Przecież, nie minęło tak dużo czasu.

-Co? – zapytała sfrustrowana. Niestety. Tym razem padło na Hemmingsa, będzie jej dzisiejszą ofiarą wyżycia się wszystkich buzujących w niej emocji. 

-Jak szybko tu doszłaś?! Przecież masz takie krótkie nogi. – powiedział, próbując w jakiś sposób rozładować napięcie. Niestety, był to jeden z najgłupszych pomysłów, na jaki mógłby wpaść. 

-Oh, dzięki. Teraz będziesz komentował, moje krótkie nogi. – powiedziała z wyrzutem i wyminęła go, ruszając przed siebie. Chłopak szybko złapał ją za łokieć, odwracając w swoją stronę.

-Przepraszam. – popatrzył w jej piwne oczy. Zobaczył, że są zaszklone, co wywołało w nim dziwne „coś”, co sprawiło, że stał się zły na siebie i na wszystko, co spowodowało ten stan. Luke zbliżył się do Mads i położył jedną z dłoni na jej policzku, gładząc go kciukiem. –Ej, co się stało? O co chodzi? – zapytał zmartwiony. 

-Nie wiem. – wzruszyła ramionami. Rzeczywiście, nie wiedziała, co wywołało taki stan. W sumie nie często w niego wpadała, prawda? Rzadko, kiedy płakała, więc, o co chodzi tym razem? Eh… może to po prostu zbliżający się okres.

-Chodź, wrócimy do wszystkich. 

-Nie mam gdzie spać. – szybko wytłumaczyła, gdy ciągnął ją za rękę w stronę pozostałych. 

-Już masz. – odwrócił się do niej, posyłając rozbrajający uśmiech. – Śpię sam w namiocie. Wydaje mi się, że znajdzie się troszkę miejsca dla ciebie. – mrugnął do niej okiem, wywołując melodyjny chichot. 


Boże, mógłby tego dźwięku słuchać już do końca życia. 


_____________________________________________________


mam wrażenie, że te rozdziały są już coraz gorsze. no ale co poradzić. choćby nie wiem jak bardzo chujowe te rozdziały były, dokończę ten fanfic. chociaż jeden muszę skończyć. 
widzicie? jednak potraficie zostawiać po sobie komentarze. 
dlatego pamiętajcie.
to od was zależy czy pojawi się nowy rozdział :) 

do następnego