środa, 20 maja 2015

20. " Wszystko ma swój koniec."

*włączcie piosenkę*







Blondyn zdyszany wbiegł do budynku szpitala, słysząc za sobą nawoływanie przyjaciela. Zmierzał przed siebie, nie mając pojęcia, w której sali jest Madison. Nagle poczuł szarpnięcie i został zatrzymany przez Caluma. 

-Gdzie ona jest? – zapytał zrozpaczonym głosem ciągnąc się za końcówki jasnych włosów. 

-Spokojnie. Chodź za mną. 

Luke posłusznie szedł za brunetem, nie mogąc się doczekać, aż będzie mógł ją zobaczyć. To wszystko nie mogło się skończyć tak szybko. To nie był jeszcze odpowiedni czas na to aby odeszła. Nie był gotów na to, aby zostać sam. 

Po kilku minutach znaleźli się na korytarzu, do którego przylegała sala, w której była dziewczyna. Przy drzwiach do niej prowadzących, na krzesłach siedzieli rodzice Madison i Chris. Brunet, gdy tylko zobaczył Hemmingsa zmierzającego w ich stronę, zerwał się ze swojego miejsca i podbiegł do niego. Przycisnął młodszego od siebie chłopaka do ściany, patrząc na niego wzrokiem wypełnionym niczym innym jak nienawiścią. 

Bo sądził, że to właśnie przez niego, jego młodsza siostrzyczka wylądowała w szpitalu. Obwiniał jego, nie mogąc znieść tego, że nie zauważył pogorszenia jej stanu. Obwiniał każdego, chcąc w ten sposób pozbyć się poczucia winy, które go wypełniało. 

-To przez ciebie! – warknął, mocniej przyciskając go do ściany. – Gdyby nie ty, wszystko było by dobrze. 

Chris wymierzał już cios w szczękę blondyna, gdy przerwał mu obcy dotyk na ramieniu. Brunet odwrócił głowę w stronę swojej zrozpaczonej matki i lekko poluzował uścisk, którym przytrzymywał chłopaka. 

-Zostaw go w spokoju i pozwól mu ją zobaczyć. – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. 

-Ale… - Blake chciał się zacząć kłócić, ale widząc stanowcze spojrzenie swojej rodzicielki zrezygnował z tego. Odsunął się od niego i wyminął Margaret zmierzając w stronę wyjścia. 

Luke popatrzył z wdzięcznością wymalowaną na twarzy na matkę Madison, która posłała mu lekki uśmiech. Widziała cierpienie wymalowane na jego twarzy. To jedynie utwierdziło ją w tym, jak bardzo byli do siebie podobni. 

-Idź do niej. – powiedziała cicho, wskazując na zamknięte drzwi, za którymi była dziewczyna.

-Dziękuję. 

Chłopak wyminął ją i skierował się we wskazaną mu stronę. Mijając ojca Madison skinął mu głową na powitanie. Następnie nacisnął lekko na klamkę i wszedł do środka, od raz zamykając za sobą drzwi.

Widok, który przed sobą zastał złamał mu serce. 

Na łóżku, w białej pościeli leżała Madison. Podpięta była do przeróżnej medycznej aparatury. Jej blada twarz zlewała się z kolorem poduszki, na której odznaczały się jedynie złociste kosmyki jej włosów. Już z tej odległości mógł zorientować się, że dziewczyna śpi. Równomierne pikanie i unoszenie się klatki piersiowej, utwierdziło go w tym jeszcze bardziej. 

Czuł, że po jego policzkach spływają łzy. Nawet nie starał się ich powstrzymywać, bo dobrze wiedział, że nie da rady. 

Niepewnie zrobił pierwszy krok w kierunku krzesła, które stało przy łóżku. Starał się niczego nie dotykać, aby przypadkiem jej nie obudzić. Był świadom tego, że Madison potrzebuje teraz wiele odpoczynku i spokoju. 

Usiadł cicho na krześle i schował twarz w dłoniach. Z jego ust wyrwał się szloch, który starał się stłumić rękawem bluzy, którą miał na sobie. Z każdą kolejną chwilą, coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to on jest sprawcą tego wszystkiego. 

Gdyby nie to co zrobił na tej nieszczęsnej imprezie, teraz wszystko byłoby dobrze. Przez te cholerne dwa dni, mogliby spędzić razem wiele czasu. Jednak jedyne, co robili to cierpieli, każde w swoim własnym pokoju. 

Podniósł głowę i niepewnie złapał dłoń Madison. Chciał uścisnąć ją mocno, dając jej znak, że jest przy niej i nie zamierza odchodzić, jednak bał się zrobić jej krzywdę. Była teraz taka delikatna. Przypominała mu porcelanową laleczkę, którą kiedyś stłukł bawiąc się z przyjaciółmi. Wystarczył jeden nieprawidłowy ruch, aby rozsypała się na niezliczoną ilość małych kawałeczków. 

Przybliżył jej dłoń do swoich ust i zaczął składać na niej lekkie pocałunki. Nie miał pojęcia, w jaki sposób może ją przeprosić. Wiedział, że popełnił jednej z najgorszych błędów, jakie tylko mógł popełnić. Wyrzuty sumienia i poczucie winy, które go wypełniało było nie do odpisania. 

Nie puszczając ręki Madison, położył swoją głowę na łóżku i zamknął zmęczone od płaczu oczy. 




~*~




Madison obudziła się czując ucisk na swoich udach. Niepewnie otworzyła powieki, powoli przyzwyczajając się do oślepiającej ją jasności. Zerknęła w stronę swoich nóg, sprawdzając co mogło być przyczyną tego uczucia, które ją obudziło. 

Na początku na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie na widok śpiącego blondyna, który mocno przytulał się do jej nóg. Potem usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Był przy niej. Po tych kilku dniach milczenia, był przy niej. 

Dziewczyna skanowała uważnie jego twarz, szukając jakichkolwiek zmian, którym mógł ulec podczas ich krótkiej rozłąki. Jednak jedyne co rzuciło jej się w oczy, to zaczerwienione policzki i opuchnięte oczy. 

Płakał. 

Nie miała na to innego wytłumaczenia. Na samą myśl o tym, jej oczy zaszkliły się. Mimo tego, że ją skrzywdził, że pomiędzy nimi nie było teraz najlepiej, nie chciała być powodem jego łez. 

Niepewnie uniosła swoją dłoń, która nie była uwięziona w jego uścisku, i zaczęła bawić się jego włosami. Delikatnie gładziła skórę jego głowy. Uśmiechnęła się szerzej, słysząc zadowolony pomruk wydobywający się z jego ust. 

Chłopak zaczął się delikatnie wiercić, a już po chwili otworzył opuchnięte oczy. Madison wstrzymała oddech, gdy zobaczyła jego nadal zaszklone tęczówki. Jasny błękit, wpatrywał się w nią chłonąc każdy detal jej twarzy, jakby chciał wszystko dokładnie zapamiętać. 

-Madison. – powiedział zachrypniętym głosem. 

Blondynka uśmiechnęła się lekko w jego stronę, ale ten uśmiech nie obejmował jej oczu, które zaszkliły się od powstrzymywanych łez. Uścisnęła lekko jego dłoń. 

-Cześć. – powiedziała cicho, a jej głos załamał się lekko pod koniec. 

-Maddie tak bardzo przepraszam. Naprawdę nie chciałem. Nie będę wymyślał teraz żadnych tłumaczeń bo to nie ma żadnego sensu. Wiem, że to wszystko moja wina. Wiem, że cię skrzywdziłem. Ale mogę ci obiecać, że już więcej tego nie zrobię. Proszę wybacz mi. Nie zostawiaj mnie. Proszę. Nie wiem co bez ciebie zrobię. Kocham cię tak bardzo mocno. Te ostatnie dni to było prawdziwe piekło. Proszę Madison… - wyrzucił z siebie zaraz po tym, gdy blondynka się z nim przywitała. 

Mads słysząc jego nieskładne przeprosiny pomieszane z wyznaniem, rozczuliła się jeszcze bardziej. Widząc to jak bardzo się mieszał we własnych słowach, lekko ją rozbawiło. Wiedziała, że się denerwował. Widać to było po tym, jak przygryzał wnętrze policzka zaraz, gdy tylko skończył mówić.

Panna Blake uśmiechnęła się lekko w jego stronę i ułożyła dłoń na policzku chłopaka. 

-Kocham cię, Luke. 

Tylko to wystarczyło, żeby oczy chłopaka rozjaśniły się szczęściem. Cierpienie odeszło w zapomnienie. Jedyne co się liczyło, to to, że teraz będzie dobrze, prawda? Przynajmniej tak mu się wydawało. 

-Przepraszam. Tak bardzo mocno przepraszam. 

-Już wszystko dobrze. 

Blondynka nachyliła się lekko w jego stronę i ucałowała jego wargi. Luke szybko odwzajemnił pocałunek, chcąc pozbyć się tej wypalającej go od kilku dni tęsknoty. I udało się. Bo Madison była dla niego lekarstwem na wszystko; smutek, cierpienie, samotność i tęsknotę. 

Nigdy nie sądził, że zakocha się w tak młodym wieku. Miał przecież dopiero te osiemnaście lat, ale mimo to, wiedział, że znalazł tą jedną jedyną dziewczynę, która jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla niego. 

Szkoda tylko, że zostało im tak mało czasu. 

Może Luke nie do końca był tego świadomy w takim stopniu jak Madison, która dokładnie wiedziała, że nadszedł czas na to, aby się z nim pożegnać. Rozmawiała ją z rodzicami, z bratem i przyjaciółmi, którzy odwiedzili ją wcześniej. 

Teraz zostało jej tylko to, aby pożegnać się z nim. Z miłością jej życia. 

-Połóż się koło mnie. – powiedziała Mads, podsuwając się na łóżku, chcąc zrobić miejsce blondynowi. 

-Ja nie sądzę…

-Nie kłóć się ze mną. – popatrzyła na niego karcącym wzrokiem, próbując powstrzymać uśmiech cisnący się na usta. – Kładź się. 

Luke westchnął zrezygnowany i zajął miejsce obok niej. Dziewczyna przysunęła się do niego najbliżej jak to było możliwe i przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej w taki sposób, aby móc doskonale słyszeć bicie jego serca. 

Chłopak objął jej drobne ciało ramionami i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Ukrył twarz w jej jasnych kosmykach, nie mogąc powstrzymać łez wypływających z jego oczu. Co jakiś czas składał pocałunki na czubku jej głowy. Nie potrzebowali słów. Wystarczała im sama obecność ukochanej osoby. 

-Zaśpiewaj coś. – powiedziała w pewnym momencie Madison. 

Luke popatrzył na nią z lekkim rozbawieniem i zaczął śpiewać cicho jedną z jej ulubionych piosenek. W tym czasie, przed jego oczami zaczęły przewijać się wszystkie chwile, które spędzili razem. Zarówno te, które przyniosły im szczęście jak i ból. Teraz się to nie liczyło. Ważne, że były ich. 

Dopiero wtedy zrozumiał, co Mads robi. 

Ona się z nim żegna. 

Z każdym wyśpiewanym przez blondynem wersem, Madison czuła się coraz słabiej. Uniosła głowę i spojrzała w błękitne tęczówki chłopaka, które wpatrywały się w nią z uwagą. 

-Kocham Cię Luke’u Hemmingsie. Zawsze będę kochać tylko ciebie. – powiedziała cicho i spuściła głowę, ostatkiem sił przytulając się do niego. 

Wsłuchując się w szybkie bicie serca chłopaka, odeszła. Zostawiając go na tym świecie samego. 




~*~




Gdy w pomieszczeniu, w którym się znajdowali rozbrzmiał przeciągły dźwięki aparatury, Luke nie wytrzymał. Powstrzymywane do tej pory łzy, zaczęły płynąć po jego policzkach i ginąć w złocistych włosach Madison, której bezwładne ciało przyciskał do siebie. 

-Nie możesz odejść. Nie możesz mnie zostawić. – szlochał głośno i powtarzał te słowa. 

Po chwili do pokoju wpadli lekarze wraz z rodziną Maddie. Lekarze zastając taki widok przed sobą, wycofali się z pomieszczenia, zostawiając ich samych. Matka dziewczyny, gdy tylko zobaczyła co się stało, zaniosła się szlochem wtulając w ciało męża. Chris, który do tej pory wydawał się być najtwardszy z nich wszystkich, całkowicie się załamał zanosząc głośnym szlochem i zjechał na podłogę opierając się plecami o ścianę. 

Jedyne co im teraz zostało to cierpienie i ból, po stracie kogoś tak wyjątkowego jak ona. 

Jak Madison Blake.




to ostatni rozdział. epilog pojawi się w niedzielę. 
chciałabym was prosić, abyście po przeczytaniu zostawili po sobie komentarz, ten ostatni raz :) 

11 komentarzy:

  1. NIEEEE-HE-HEEE
    TYLKO NIE TOOO
    LUKE JESTEM PRZY TOBIE CAŁYM SERCEM! MADDIE... WRÓĆ DO NAAAAS :'c

    OdpowiedzUsuń
  2. JEJU NIE!!! MADDIE... WRÓĆ. .. PŁACZĘ RAZEM Z NIMI, O MÓJ BOŻE, MADS!!! :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo nieee... Płaczę :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się :'(

    Zdradzisz metodę na napisanie 'powieści'?

    Piszesz naprawdę fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę uwierzyć w to. Kocham cie. Czekam na epilog:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. omg płacze ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogę uwierzyć ze to już koniec.
    Ostatkiem sił powstrzymałam łzy gdybym była sama w pokoju to niewątpliwie teraz bym ryczała.Musze pogratulować świetnie piszesz! żeby wywołać u mnie chodzby zaszklenie oczu trzeba sie wyjątkowo postarać a ja prawie ryczę!
    Opowiadanie świetne!
    Czekam na kolejne równie dobre i życzę weny. ~karo~

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozkleiłam się na całego :'(
    ONA! Nie może go zostawić

    OdpowiedzUsuń
  9. Plakalam tak bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  10. Popłakałam się :")

    OdpowiedzUsuń

jak przeczytałaś, zostaw po sobie pamiątkę :)