czwartek, 14 maja 2015

19. "Czasami kochamy za mocno"










Kolejne dni nie były łatwe dla żadnego z nich. Madison nie wychodziła z pokoju. Nie potrafiła podnieść się z łóżka. I nie chodziło tu już tylko o to co stało się pomiędzy nią a Luke’iem. Jej stan zdecydowanie się pogorszył. Wiedziała już, że nie ma dużo czasu i powinna żegnać się ze wszystkimi bliskimi jej osobami. Jednak mimo to, nie miała odwagi tego zrobić. 

W niedzielny poranek, ktoś zapukał do jej drzwi. 

-Proszę. – powiedziała cicho, nie wstając ze swojego miejsca. 

Po chwili do pokoju weszła jej mama, uśmiechając się lekko. Podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju obok córki. 

-Jak się czujesz? – zapytała skanując jej bladą twarz i odgarniając grzywkę z czoła. 

-Bywało lepiej, ale nie jest najgorzej. – Madison próbowała się uśmiechnąć, jednak słabo jej to wyszło. Pomiędzy nimi zapanowała cisza. Margaret nie wiedziała jak ma zacząć tą rozmowę z córką. Wiedziała, że to dla niej drażliwy temat zważając na sytuacje, które miały niedawno miejsce. Wiedziała również, że Mads nie czuje się najlepiej. 

-Córeczko. – złapała ją z dłoń i lekko uścisnęła, skupiając się na jej drobnych palcach. – Porozmawiaj ze mną o tym chłopcu. 

Madison zamknęła oczy, czując zbierające się pod powiekami łzy. Spodziewała się tego, że jej mama niedługo przyjdzie i będzie chciała porozmawiać o tym wszystkim, co miało miejsce dwa dni temu.
-Naprawdę go kocham. – powiedziała patrząc na Margaret zaszklonymi oczami i uśmiechnęła się smutno. – I z tego co mi powiedział, on mnie też, ale… 

Madison otarła łzę, która samotnie spłynęła po jej bladym policzku. 

-Ale stało się coś, czego się nie spodziewałam. Nie po nim… Myślałam, że mu na mnie zależy…

Nie potrafiła dokończyć, ale wiedziała, że jej mama zrozumiała wszystko. Zawsze tak było. Często nie potrzebowały słów aby się porozumieć. 

Z ust Mads wyrwał się szloch, który starała się stłumić poduszką, w którą wtuliła twarz. Jednak nie za bardzo jej się to udało. 

-Podsuń się troszeczkę. – powiedziała Margaret, podnosząc do góry kołdrę, pod którą się wsunęła, zajmując miejsce obok swojej córki. Złapała jej dłonie i ucałowała ich wierzch. 

-Wiesz Madison… Czasami już tak jest… - zaczęła wpatrując się w blondynkę, która nie spuszczała wzroku ze swojej mamy. – Czasami kochamy za mocno. Zamiast motylków w brzuchu, czujemy nieprzyjemne uciski, na myśl o osobie, którą darzymy tym niezwykłym uczuciem. Właśnie wtedy trzeba odpuścić. Nie można radzić sobie z tym bólem przez całe życie. Czasami po prostu trzeba odpuścić. Wierzę jednak, że z tobą tak nie jest. Kochasz Luke’a. Wiem to. – uśmiechnęła się lekko. – Widzę to spojrzenie jak na niego patrzysz i jak o nim rozmawiasz. Nawet teraz, mimo tego, że cierpisz, nadal masz te specyficzne iskierki, które się pojawiają przy każdej z tych sytuacji. I jestem pewna, że on kocha ciebie. 

-Tak, ale… 

-Maddie. Każdy popełnia błędy. Jesteśmy tylko ludźmi, którzy są skłonni do podejmowania okropnych decyzji. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale w młodości, byłam bardzo podobna do ciebie. Tak samo kochałam imprezy, wszelkie spotkania ze znajomymi. Byłam duszą towarzystwa. Ale to wszystko z czasem się zmieniło. Pewnego dnia spotkałam waszego ojca. Dan był całkowitym przeciwieństwem mnie. Fakt, chodził na imprezy ale zdecydowanie w mniejszym stopniu niż ja. To dziwne, muszę przyznać. – przerwała na chwilę, śmiejąc się pod nosem na wspomnienie, które pojawiło jej się teraz przed oczami. – Zazwyczaj bywa tak, że to chłopcy gdy poznają swoją wielką miłość, zaczynają spokojniej żyć. Rezygnują z imprez, wypadów z kolegami i wielu innych rozrywek. Z nami było całkiem na odwrót. To dzięki waszemu ojcu zrezygnowałam ze swojego dawnego życia. Imprezy zamieniłam na spacery i kilkugodzinne rozmowy z nim. Nigdy nie będę żałować, że poznałam Dana Blake’a. Jednak ja nie o tym chciałam ci powiedzieć… 

-Pewnego razu, wasz ojciec namówił mnie, żebyśmy poszli na imprezę spotkać się ze starymi znajomymi. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, jednak czego się nie robi dla ukochanej osoby? Właśnie tamtego dnia, zrobiłam to co zrobił Luke. Byłam pijana, pokłóciłam się z Danem, który chciał już wracać do domu. Powiedziałam, że nigdzie nie idę i na jego oczach pocałowałam swojego starego przyjaciela. 

-Co? – blondynka zapytała, niedowierzając w słowa swojej matki. 

-Nie odzywaliśmy się do siebie przez cały tydzień. Wytrzymałam siedem dni bez jego widoku, głosu i spędzania z nim czasu. Ósmego dnia, nie dałam rady. Wiedziałam, że to wszystko moja wina, dlatego z samego rana, poszłam do niego. Otworzyła mi jego matka, która oczywiście nie chciała mnie wpuścić, bo skrzywdziłam jej synka. Sama wepchnęłam się do środka i pobiegłam do jego pokoju. Wpadłam do środka i od razu zakluczyłam za sobą drzwi. Okazało się, że Dan jeszcze spał, ale obudziło go moje głośne trzaśnięcie drzwiami i chyba krzyki jego matki. Pamiętam jego zdezorientowanie, które miał wymalowane na twarzy, gdy mnie zobaczył. Zaczęłam go przepraszać tyle razy, aż w końcu mi wybaczył. I patrz gdzie skończyliśmy. – Margaret zaśmiała się na koniec swojej opowieści. 

-Więc co mam zrobić? – zapytała Madison, wpatrując się w swoją matkę.  

-Jak przyjdzie, po prostu wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia. Dopiero potem podejmij decyzję. – powiedziała podnosząc się z łóżka, a następnie szczelnie przykryła swoją córkę kołdrą. 

-Dziękuję. – Mads uśmiechnęła się lekko w stronę swojej rodzicielki, która od razu to odwzajemniła.
Margaret odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi, ponieważ zaraz miała zamiar przyjść do niej ze śniadaniem. 

-Mamo! – usłyszała słaby głos Madison, gdy zmierzała korytarzem w stronę schodów. 

Kobieta szybko obróciła się i rzuciła biegiem z kierunku jej pokoju. Madison siedziała na łóżku ze łzami płynącymi po policzkach i dłońmi ułożonymi na klatce piersiowej. 

-Dan! Dzwoń na pogotowie!




~*~




Z Lukiem wcale nie było lepiej. Od tamtego wydarzenia, nie potrafił normalnie funkcjonować. Wszystkie czynności wykonywał jakby mechanicznie. Jego matka już nie potrafiła patrzeć na cierpienie, wymalowane na jego twarzy. Wiedziała jednak dobrze, że w tym wszystkim zawinił tylko i wyłącznie jej syn. Nadeszła więc chyba odpowiednia pora aby odpowiedział za swoje czyny i wyciągnął z tego jakieś wnioski. 

Blondyn leżał na łóżku wpatrując się w sufit. W całym pokoju, jak nie domu, rozbrzmiewała głośna muzyka płynąca z głośników. Nie przejmował się tym, że komuś może to przeszkadzać. Chciał odciąć się od całego świata i pogrążyć w bólu, który odczuwał. Wiedział, że powinien ją przeprosić i zrobić wszystko aby mu tylko wybaczyła. Wiedział też, że Madison nie chce go widzieć, co tylko potęgowało ból.

Był bezradny. Od tamtej pamiętnej nocy nie wychodził z domu, nie spotykał się ze znajomymi. Siedział zamknięty w swoim pokoju, od czasu do czasu wychodząc do kuchni bądź łazienki. Odciął się kompletnie od wszystkiego. 

Leżał na łóżku, rozmyślając co teraz mógłby robić z Madison, gdyby tylko się nie pokłócili. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy wyobraził ją sobie spacerującą po plaży w zwiewnej białej sukience. Jej włosy rozwiewałby wiatr, a za uchem zatknięty by miała kwiat, który dostałaby od niego. Jej prześliczną twarz zdobiłby piękny uśmiech, który z pewnością przyspieszyłby bicie jego serca. 

Nawet nie wiedział w którym momencie zasnął. Obudziło go lekkie pukanie w zamknięte drzwi. 

-Proszę. – powiedział zachrypniętym od snu głosem. 

Drzwi otworzyły się, a on zobaczył swoją mamę, która oparła się o futrynę. 

-Wyjdź gdzieś. Od dwóch dni nigdzie się stąd nie ruszasz. 

-Nie mam ochoty. –odparł blondyn powracając swoim wzrokiem na jasny sufit. 

-Luke.. 

-Nigdzie nie idę. – przerwał jej. 

-Siedzenie tutaj na tyłku, nie zmieni tego co zrobiłeś. – wytknęła mu, dobrze wiedząc, że ciągle się tym zadręczał. 

-Dzięki mamo. Naprawdę mi pomogłaś. – jego wypowiedź wręcz ociekała sarkazmem. 

Kobieta uniosła brew, nie spodziewając się po swoim synu takiego zachowania. 

-Nie będę ci pomagać, bo to ty spieprzyłeś, zresztą tak jak poprzednim razem. Powinieneś uczyć się na błędach. – przypomniała mu sytuację, jaka zaistniała między nim i Madison, po rozmowie, podczas której wszystko mu powiedziała. 

-Ona nie chce mnie widzieć. Nienawidzi mnie. – powiedział przecierając dłońmi oczy. 

-Sam do tego doprowadziłeś. 

Matka Hemmingsa wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi i zostawiając go samego. Luke złapał w dłoń komórkę, która leżała na szafeczce nocnej i przesunął palcem po ekranie, odblokowując ją. Jego oczom ukazało się zdjęcie uśmiechniętej blondynki, które udało mu się zrobić z ukrycia. Za każdym razem gdy tylko na nie patrzył, na jego twarzy również pojawiał się uśmiech. Co tu dużo mówić… Była całym jego światem i nie wyobrażał sobie jego bez niej. 

Hemmings wszedł w listę kontaktów i odszukał numer Madison. Jego palec zawisnął nad jej imieniem. Blondyn nie miał pewności, czy dobrze robi chcąc do niej zadzwonić. Nadzieja wypełniła jego serce, gdy przyłożył komórkę do ucha. Jedyne co słyszał to głośne sygnały oczekującego połączenia i szaleńcze bicie jego serca. 

Po kilku sygnałach, gdy zapanowała cisza, sądził, że Mads odebrała, jednak już po chwili usłyszał pocztę głosową. Nie rozłączył się, chcąc chociaż przez chwilę posłuchać jej głosu. 

-Cześć. Jak widzisz, nie mogę teraz rozmawiać. Jeśli to coś ważnego zostaw wiadomość, jeśli nie to po prostu się rozłącz. 

Luke rozłączył się nie chcąc nagrywać się na pocztę. Nie mógł przeprosić ją w taki sposób, nie upadł aż tak nisko. 

Rzucił telefon na łóżko i westchnął ukrywając swoją twarz w dłoniach. Nawet nie zorientował się, kiedy muzyka w pokoju przestała grać. 

Blondyn podniósł się z łóżka i podszedł do komputera. W chwili gdy miał już włączyć kolejną playlistę, drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem a w nich stanął zdyszany Calum. Luke popatrzył na niego ze zdziwieniem i przeskanował jego sylwetkę. Pierwsze na co zwrócił swoją uwagę, to opuchnięte i czerwone oczy przyjaciela, którymi wpatrywał się w niego z cierpieniem wymalowanym na twarzy. 

-Madison jest w szpitalu.

8 komentarzy:

  1. Boze, juz myslalam ze skonczylas z tym blogiem. Z jednej strony ciesze sie ze dodalas ale z drugiej nie chce czekac tyle na kolejny. Swietny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maddie! Tylko nie to! Oni nie mogą się pogodzić na łożu śmierci! To nie tak miało być!
    Cieszę się, że dodałaś ten rozdział, bo czekałam na niego zbyt długo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejusiu biedna Mads :'(
    Bardzo cieszę się, że wreszcie coś dodałaś, jest świetny, łezka w oku się kręci :"(
    Cóż, czekam na kolejny, pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh... tylko nie tyle czekania na kolejny... Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Doczekałam się nareszcie ;D
    świetny rozdział!
    zapraszam do mnie she-is-innocent.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. OMFG w końcu się doczekałam!!!!!Piękny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń

jak przeczytałaś, zostaw po sobie pamiątkę :)