sobota, 23 maja 2015

Epilog






Kto by się spodziewał, że to właśnie ona, Madison Blake, ta niepozorna blondyneczka, która przeprowadziła się do tego miasta, całkowicie zawładnie jego sercem, obracając cały świat do góry nogami? 

Luke nigdy nie opuścił miasta. Nie mógł tego zrobić, bo jedyne co mu zostało to wspomnienia i miejsca w których razem byli. Często odwiedzał je, chcąc chociaż na chwilę przenieść się o te kilka lat wstecz. Zawsze gdy przychodził na wzgórze, gdzie pierwszy raz wyznał jej miłość, czuł jej obecność. 

Kładł się wtedy na trawie i spoglądał w niebo, wyobrażając sobie, że dziewczyna leży obok niego.
Często też przychodził na cmentarz. 

Siadał wtedy na drewnianej ławeczce i tępo wpatrywał się w wyryte na betonowej płycie litery układające się w jej imię. Czasami wydawało mu się, że słyszy jej głos bądź widzi ją w oddali. Ale wiedział, że to jedynie złudzenia.

Nie obchodził rocznicy jej śmierci. Bo dla niego, ona nigdy nie umarła. Madison zawsze już żyła w jego sercu. Jedyną rocznicę, jaką świętował, była tego dnia, gdy wreszcie zgodziła się być jego, gdy powiedziała, że go kocha. 

Tego dnia przynosił ze sobą wielki bukiet kwiatów i śpiewał piosenkę, zawsze jedną i tą samą. A potem rozmawiał z nią do chwili, gdy na niebie zaczynały pojawiać się gwiazdy. Opowiadał, żartował, wspominał.

Madison była wszystkim, czego potrzebował. Nigdy nie spojrzał na żadną kobietę w taki sam sposób, jak na nią. Nigdy nie zakochał się ponownie. Nie mógł tego zrobić. Jego serce na zawsze już, należało tylko i wyłącznie do niej. 

Do Madison Blake. 

Wiedział, że kiedyś spotka ją ponownie. Musi być tylko cierpliwy. 


_______________

to już koniec tej historii :) mam nadzieję, że wam się podobała i pozostanie w waszych serach na długi czas. dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia, za to że byliście przy mnie. dzięki wam dokończyłam tę historię. a teraz zapraszam was na moje pozostałe prace, które znajdziecie na wattpadzie. nie wiem, może jeszcze kiedyś napiszę coś o którymś z chłopców z 5SOS. czas pokaże :)

żegnajcie! 

Hope.  

środa, 20 maja 2015

20. " Wszystko ma swój koniec."

*włączcie piosenkę*







Blondyn zdyszany wbiegł do budynku szpitala, słysząc za sobą nawoływanie przyjaciela. Zmierzał przed siebie, nie mając pojęcia, w której sali jest Madison. Nagle poczuł szarpnięcie i został zatrzymany przez Caluma. 

-Gdzie ona jest? – zapytał zrozpaczonym głosem ciągnąc się za końcówki jasnych włosów. 

-Spokojnie. Chodź za mną. 

Luke posłusznie szedł za brunetem, nie mogąc się doczekać, aż będzie mógł ją zobaczyć. To wszystko nie mogło się skończyć tak szybko. To nie był jeszcze odpowiedni czas na to aby odeszła. Nie był gotów na to, aby zostać sam. 

Po kilku minutach znaleźli się na korytarzu, do którego przylegała sala, w której była dziewczyna. Przy drzwiach do niej prowadzących, na krzesłach siedzieli rodzice Madison i Chris. Brunet, gdy tylko zobaczył Hemmingsa zmierzającego w ich stronę, zerwał się ze swojego miejsca i podbiegł do niego. Przycisnął młodszego od siebie chłopaka do ściany, patrząc na niego wzrokiem wypełnionym niczym innym jak nienawiścią. 

Bo sądził, że to właśnie przez niego, jego młodsza siostrzyczka wylądowała w szpitalu. Obwiniał jego, nie mogąc znieść tego, że nie zauważył pogorszenia jej stanu. Obwiniał każdego, chcąc w ten sposób pozbyć się poczucia winy, które go wypełniało. 

-To przez ciebie! – warknął, mocniej przyciskając go do ściany. – Gdyby nie ty, wszystko było by dobrze. 

Chris wymierzał już cios w szczękę blondyna, gdy przerwał mu obcy dotyk na ramieniu. Brunet odwrócił głowę w stronę swojej zrozpaczonej matki i lekko poluzował uścisk, którym przytrzymywał chłopaka. 

-Zostaw go w spokoju i pozwól mu ją zobaczyć. – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. 

-Ale… - Blake chciał się zacząć kłócić, ale widząc stanowcze spojrzenie swojej rodzicielki zrezygnował z tego. Odsunął się od niego i wyminął Margaret zmierzając w stronę wyjścia. 

Luke popatrzył z wdzięcznością wymalowaną na twarzy na matkę Madison, która posłała mu lekki uśmiech. Widziała cierpienie wymalowane na jego twarzy. To jedynie utwierdziło ją w tym, jak bardzo byli do siebie podobni. 

-Idź do niej. – powiedziała cicho, wskazując na zamknięte drzwi, za którymi była dziewczyna.

-Dziękuję. 

Chłopak wyminął ją i skierował się we wskazaną mu stronę. Mijając ojca Madison skinął mu głową na powitanie. Następnie nacisnął lekko na klamkę i wszedł do środka, od raz zamykając za sobą drzwi.

Widok, który przed sobą zastał złamał mu serce. 

Na łóżku, w białej pościeli leżała Madison. Podpięta była do przeróżnej medycznej aparatury. Jej blada twarz zlewała się z kolorem poduszki, na której odznaczały się jedynie złociste kosmyki jej włosów. Już z tej odległości mógł zorientować się, że dziewczyna śpi. Równomierne pikanie i unoszenie się klatki piersiowej, utwierdziło go w tym jeszcze bardziej. 

Czuł, że po jego policzkach spływają łzy. Nawet nie starał się ich powstrzymywać, bo dobrze wiedział, że nie da rady. 

Niepewnie zrobił pierwszy krok w kierunku krzesła, które stało przy łóżku. Starał się niczego nie dotykać, aby przypadkiem jej nie obudzić. Był świadom tego, że Madison potrzebuje teraz wiele odpoczynku i spokoju. 

Usiadł cicho na krześle i schował twarz w dłoniach. Z jego ust wyrwał się szloch, który starał się stłumić rękawem bluzy, którą miał na sobie. Z każdą kolejną chwilą, coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to on jest sprawcą tego wszystkiego. 

Gdyby nie to co zrobił na tej nieszczęsnej imprezie, teraz wszystko byłoby dobrze. Przez te cholerne dwa dni, mogliby spędzić razem wiele czasu. Jednak jedyne, co robili to cierpieli, każde w swoim własnym pokoju. 

Podniósł głowę i niepewnie złapał dłoń Madison. Chciał uścisnąć ją mocno, dając jej znak, że jest przy niej i nie zamierza odchodzić, jednak bał się zrobić jej krzywdę. Była teraz taka delikatna. Przypominała mu porcelanową laleczkę, którą kiedyś stłukł bawiąc się z przyjaciółmi. Wystarczył jeden nieprawidłowy ruch, aby rozsypała się na niezliczoną ilość małych kawałeczków. 

Przybliżył jej dłoń do swoich ust i zaczął składać na niej lekkie pocałunki. Nie miał pojęcia, w jaki sposób może ją przeprosić. Wiedział, że popełnił jednej z najgorszych błędów, jakie tylko mógł popełnić. Wyrzuty sumienia i poczucie winy, które go wypełniało było nie do odpisania. 

Nie puszczając ręki Madison, położył swoją głowę na łóżku i zamknął zmęczone od płaczu oczy. 




~*~




Madison obudziła się czując ucisk na swoich udach. Niepewnie otworzyła powieki, powoli przyzwyczajając się do oślepiającej ją jasności. Zerknęła w stronę swoich nóg, sprawdzając co mogło być przyczyną tego uczucia, które ją obudziło. 

Na początku na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie na widok śpiącego blondyna, który mocno przytulał się do jej nóg. Potem usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Był przy niej. Po tych kilku dniach milczenia, był przy niej. 

Dziewczyna skanowała uważnie jego twarz, szukając jakichkolwiek zmian, którym mógł ulec podczas ich krótkiej rozłąki. Jednak jedyne co rzuciło jej się w oczy, to zaczerwienione policzki i opuchnięte oczy. 

Płakał. 

Nie miała na to innego wytłumaczenia. Na samą myśl o tym, jej oczy zaszkliły się. Mimo tego, że ją skrzywdził, że pomiędzy nimi nie było teraz najlepiej, nie chciała być powodem jego łez. 

Niepewnie uniosła swoją dłoń, która nie była uwięziona w jego uścisku, i zaczęła bawić się jego włosami. Delikatnie gładziła skórę jego głowy. Uśmiechnęła się szerzej, słysząc zadowolony pomruk wydobywający się z jego ust. 

Chłopak zaczął się delikatnie wiercić, a już po chwili otworzył opuchnięte oczy. Madison wstrzymała oddech, gdy zobaczyła jego nadal zaszklone tęczówki. Jasny błękit, wpatrywał się w nią chłonąc każdy detal jej twarzy, jakby chciał wszystko dokładnie zapamiętać. 

-Madison. – powiedział zachrypniętym głosem. 

Blondynka uśmiechnęła się lekko w jego stronę, ale ten uśmiech nie obejmował jej oczu, które zaszkliły się od powstrzymywanych łez. Uścisnęła lekko jego dłoń. 

-Cześć. – powiedziała cicho, a jej głos załamał się lekko pod koniec. 

-Maddie tak bardzo przepraszam. Naprawdę nie chciałem. Nie będę wymyślał teraz żadnych tłumaczeń bo to nie ma żadnego sensu. Wiem, że to wszystko moja wina. Wiem, że cię skrzywdziłem. Ale mogę ci obiecać, że już więcej tego nie zrobię. Proszę wybacz mi. Nie zostawiaj mnie. Proszę. Nie wiem co bez ciebie zrobię. Kocham cię tak bardzo mocno. Te ostatnie dni to było prawdziwe piekło. Proszę Madison… - wyrzucił z siebie zaraz po tym, gdy blondynka się z nim przywitała. 

Mads słysząc jego nieskładne przeprosiny pomieszane z wyznaniem, rozczuliła się jeszcze bardziej. Widząc to jak bardzo się mieszał we własnych słowach, lekko ją rozbawiło. Wiedziała, że się denerwował. Widać to było po tym, jak przygryzał wnętrze policzka zaraz, gdy tylko skończył mówić.

Panna Blake uśmiechnęła się lekko w jego stronę i ułożyła dłoń na policzku chłopaka. 

-Kocham cię, Luke. 

Tylko to wystarczyło, żeby oczy chłopaka rozjaśniły się szczęściem. Cierpienie odeszło w zapomnienie. Jedyne co się liczyło, to to, że teraz będzie dobrze, prawda? Przynajmniej tak mu się wydawało. 

-Przepraszam. Tak bardzo mocno przepraszam. 

-Już wszystko dobrze. 

Blondynka nachyliła się lekko w jego stronę i ucałowała jego wargi. Luke szybko odwzajemnił pocałunek, chcąc pozbyć się tej wypalającej go od kilku dni tęsknoty. I udało się. Bo Madison była dla niego lekarstwem na wszystko; smutek, cierpienie, samotność i tęsknotę. 

Nigdy nie sądził, że zakocha się w tak młodym wieku. Miał przecież dopiero te osiemnaście lat, ale mimo to, wiedział, że znalazł tą jedną jedyną dziewczynę, która jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla niego. 

Szkoda tylko, że zostało im tak mało czasu. 

Może Luke nie do końca był tego świadomy w takim stopniu jak Madison, która dokładnie wiedziała, że nadszedł czas na to, aby się z nim pożegnać. Rozmawiała ją z rodzicami, z bratem i przyjaciółmi, którzy odwiedzili ją wcześniej. 

Teraz zostało jej tylko to, aby pożegnać się z nim. Z miłością jej życia. 

-Połóż się koło mnie. – powiedziała Mads, podsuwając się na łóżku, chcąc zrobić miejsce blondynowi. 

-Ja nie sądzę…

-Nie kłóć się ze mną. – popatrzyła na niego karcącym wzrokiem, próbując powstrzymać uśmiech cisnący się na usta. – Kładź się. 

Luke westchnął zrezygnowany i zajął miejsce obok niej. Dziewczyna przysunęła się do niego najbliżej jak to było możliwe i przyłożyła głowę do jego klatki piersiowej w taki sposób, aby móc doskonale słyszeć bicie jego serca. 

Chłopak objął jej drobne ciało ramionami i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Ukrył twarz w jej jasnych kosmykach, nie mogąc powstrzymać łez wypływających z jego oczu. Co jakiś czas składał pocałunki na czubku jej głowy. Nie potrzebowali słów. Wystarczała im sama obecność ukochanej osoby. 

-Zaśpiewaj coś. – powiedziała w pewnym momencie Madison. 

Luke popatrzył na nią z lekkim rozbawieniem i zaczął śpiewać cicho jedną z jej ulubionych piosenek. W tym czasie, przed jego oczami zaczęły przewijać się wszystkie chwile, które spędzili razem. Zarówno te, które przyniosły im szczęście jak i ból. Teraz się to nie liczyło. Ważne, że były ich. 

Dopiero wtedy zrozumiał, co Mads robi. 

Ona się z nim żegna. 

Z każdym wyśpiewanym przez blondynem wersem, Madison czuła się coraz słabiej. Uniosła głowę i spojrzała w błękitne tęczówki chłopaka, które wpatrywały się w nią z uwagą. 

-Kocham Cię Luke’u Hemmingsie. Zawsze będę kochać tylko ciebie. – powiedziała cicho i spuściła głowę, ostatkiem sił przytulając się do niego. 

Wsłuchując się w szybkie bicie serca chłopaka, odeszła. Zostawiając go na tym świecie samego. 




~*~




Gdy w pomieszczeniu, w którym się znajdowali rozbrzmiał przeciągły dźwięki aparatury, Luke nie wytrzymał. Powstrzymywane do tej pory łzy, zaczęły płynąć po jego policzkach i ginąć w złocistych włosach Madison, której bezwładne ciało przyciskał do siebie. 

-Nie możesz odejść. Nie możesz mnie zostawić. – szlochał głośno i powtarzał te słowa. 

Po chwili do pokoju wpadli lekarze wraz z rodziną Maddie. Lekarze zastając taki widok przed sobą, wycofali się z pomieszczenia, zostawiając ich samych. Matka dziewczyny, gdy tylko zobaczyła co się stało, zaniosła się szlochem wtulając w ciało męża. Chris, który do tej pory wydawał się być najtwardszy z nich wszystkich, całkowicie się załamał zanosząc głośnym szlochem i zjechał na podłogę opierając się plecami o ścianę. 

Jedyne co im teraz zostało to cierpienie i ból, po stracie kogoś tak wyjątkowego jak ona. 

Jak Madison Blake.




to ostatni rozdział. epilog pojawi się w niedzielę. 
chciałabym was prosić, abyście po przeczytaniu zostawili po sobie komentarz, ten ostatni raz :) 

czwartek, 14 maja 2015

19. "Czasami kochamy za mocno"










Kolejne dni nie były łatwe dla żadnego z nich. Madison nie wychodziła z pokoju. Nie potrafiła podnieść się z łóżka. I nie chodziło tu już tylko o to co stało się pomiędzy nią a Luke’iem. Jej stan zdecydowanie się pogorszył. Wiedziała już, że nie ma dużo czasu i powinna żegnać się ze wszystkimi bliskimi jej osobami. Jednak mimo to, nie miała odwagi tego zrobić. 

W niedzielny poranek, ktoś zapukał do jej drzwi. 

-Proszę. – powiedziała cicho, nie wstając ze swojego miejsca. 

Po chwili do pokoju weszła jej mama, uśmiechając się lekko. Podeszła do łóżka i usiadła na jego skraju obok córki. 

-Jak się czujesz? – zapytała skanując jej bladą twarz i odgarniając grzywkę z czoła. 

-Bywało lepiej, ale nie jest najgorzej. – Madison próbowała się uśmiechnąć, jednak słabo jej to wyszło. Pomiędzy nimi zapanowała cisza. Margaret nie wiedziała jak ma zacząć tą rozmowę z córką. Wiedziała, że to dla niej drażliwy temat zważając na sytuacje, które miały niedawno miejsce. Wiedziała również, że Mads nie czuje się najlepiej. 

-Córeczko. – złapała ją z dłoń i lekko uścisnęła, skupiając się na jej drobnych palcach. – Porozmawiaj ze mną o tym chłopcu. 

Madison zamknęła oczy, czując zbierające się pod powiekami łzy. Spodziewała się tego, że jej mama niedługo przyjdzie i będzie chciała porozmawiać o tym wszystkim, co miało miejsce dwa dni temu.
-Naprawdę go kocham. – powiedziała patrząc na Margaret zaszklonymi oczami i uśmiechnęła się smutno. – I z tego co mi powiedział, on mnie też, ale… 

Madison otarła łzę, która samotnie spłynęła po jej bladym policzku. 

-Ale stało się coś, czego się nie spodziewałam. Nie po nim… Myślałam, że mu na mnie zależy…

Nie potrafiła dokończyć, ale wiedziała, że jej mama zrozumiała wszystko. Zawsze tak było. Często nie potrzebowały słów aby się porozumieć. 

Z ust Mads wyrwał się szloch, który starała się stłumić poduszką, w którą wtuliła twarz. Jednak nie za bardzo jej się to udało. 

-Podsuń się troszeczkę. – powiedziała Margaret, podnosząc do góry kołdrę, pod którą się wsunęła, zajmując miejsce obok swojej córki. Złapała jej dłonie i ucałowała ich wierzch. 

-Wiesz Madison… Czasami już tak jest… - zaczęła wpatrując się w blondynkę, która nie spuszczała wzroku ze swojej mamy. – Czasami kochamy za mocno. Zamiast motylków w brzuchu, czujemy nieprzyjemne uciski, na myśl o osobie, którą darzymy tym niezwykłym uczuciem. Właśnie wtedy trzeba odpuścić. Nie można radzić sobie z tym bólem przez całe życie. Czasami po prostu trzeba odpuścić. Wierzę jednak, że z tobą tak nie jest. Kochasz Luke’a. Wiem to. – uśmiechnęła się lekko. – Widzę to spojrzenie jak na niego patrzysz i jak o nim rozmawiasz. Nawet teraz, mimo tego, że cierpisz, nadal masz te specyficzne iskierki, które się pojawiają przy każdej z tych sytuacji. I jestem pewna, że on kocha ciebie. 

-Tak, ale… 

-Maddie. Każdy popełnia błędy. Jesteśmy tylko ludźmi, którzy są skłonni do podejmowania okropnych decyzji. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale w młodości, byłam bardzo podobna do ciebie. Tak samo kochałam imprezy, wszelkie spotkania ze znajomymi. Byłam duszą towarzystwa. Ale to wszystko z czasem się zmieniło. Pewnego dnia spotkałam waszego ojca. Dan był całkowitym przeciwieństwem mnie. Fakt, chodził na imprezy ale zdecydowanie w mniejszym stopniu niż ja. To dziwne, muszę przyznać. – przerwała na chwilę, śmiejąc się pod nosem na wspomnienie, które pojawiło jej się teraz przed oczami. – Zazwyczaj bywa tak, że to chłopcy gdy poznają swoją wielką miłość, zaczynają spokojniej żyć. Rezygnują z imprez, wypadów z kolegami i wielu innych rozrywek. Z nami było całkiem na odwrót. To dzięki waszemu ojcu zrezygnowałam ze swojego dawnego życia. Imprezy zamieniłam na spacery i kilkugodzinne rozmowy z nim. Nigdy nie będę żałować, że poznałam Dana Blake’a. Jednak ja nie o tym chciałam ci powiedzieć… 

-Pewnego razu, wasz ojciec namówił mnie, żebyśmy poszli na imprezę spotkać się ze starymi znajomymi. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, jednak czego się nie robi dla ukochanej osoby? Właśnie tamtego dnia, zrobiłam to co zrobił Luke. Byłam pijana, pokłóciłam się z Danem, który chciał już wracać do domu. Powiedziałam, że nigdzie nie idę i na jego oczach pocałowałam swojego starego przyjaciela. 

-Co? – blondynka zapytała, niedowierzając w słowa swojej matki. 

-Nie odzywaliśmy się do siebie przez cały tydzień. Wytrzymałam siedem dni bez jego widoku, głosu i spędzania z nim czasu. Ósmego dnia, nie dałam rady. Wiedziałam, że to wszystko moja wina, dlatego z samego rana, poszłam do niego. Otworzyła mi jego matka, która oczywiście nie chciała mnie wpuścić, bo skrzywdziłam jej synka. Sama wepchnęłam się do środka i pobiegłam do jego pokoju. Wpadłam do środka i od razu zakluczyłam za sobą drzwi. Okazało się, że Dan jeszcze spał, ale obudziło go moje głośne trzaśnięcie drzwiami i chyba krzyki jego matki. Pamiętam jego zdezorientowanie, które miał wymalowane na twarzy, gdy mnie zobaczył. Zaczęłam go przepraszać tyle razy, aż w końcu mi wybaczył. I patrz gdzie skończyliśmy. – Margaret zaśmiała się na koniec swojej opowieści. 

-Więc co mam zrobić? – zapytała Madison, wpatrując się w swoją matkę.  

-Jak przyjdzie, po prostu wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia. Dopiero potem podejmij decyzję. – powiedziała podnosząc się z łóżka, a następnie szczelnie przykryła swoją córkę kołdrą. 

-Dziękuję. – Mads uśmiechnęła się lekko w stronę swojej rodzicielki, która od razu to odwzajemniła.
Margaret odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju, zostawiając za sobą otwarte drzwi, ponieważ zaraz miała zamiar przyjść do niej ze śniadaniem. 

-Mamo! – usłyszała słaby głos Madison, gdy zmierzała korytarzem w stronę schodów. 

Kobieta szybko obróciła się i rzuciła biegiem z kierunku jej pokoju. Madison siedziała na łóżku ze łzami płynącymi po policzkach i dłońmi ułożonymi na klatce piersiowej. 

-Dan! Dzwoń na pogotowie!




~*~




Z Lukiem wcale nie było lepiej. Od tamtego wydarzenia, nie potrafił normalnie funkcjonować. Wszystkie czynności wykonywał jakby mechanicznie. Jego matka już nie potrafiła patrzeć na cierpienie, wymalowane na jego twarzy. Wiedziała jednak dobrze, że w tym wszystkim zawinił tylko i wyłącznie jej syn. Nadeszła więc chyba odpowiednia pora aby odpowiedział za swoje czyny i wyciągnął z tego jakieś wnioski. 

Blondyn leżał na łóżku wpatrując się w sufit. W całym pokoju, jak nie domu, rozbrzmiewała głośna muzyka płynąca z głośników. Nie przejmował się tym, że komuś może to przeszkadzać. Chciał odciąć się od całego świata i pogrążyć w bólu, który odczuwał. Wiedział, że powinien ją przeprosić i zrobić wszystko aby mu tylko wybaczyła. Wiedział też, że Madison nie chce go widzieć, co tylko potęgowało ból.

Był bezradny. Od tamtej pamiętnej nocy nie wychodził z domu, nie spotykał się ze znajomymi. Siedział zamknięty w swoim pokoju, od czasu do czasu wychodząc do kuchni bądź łazienki. Odciął się kompletnie od wszystkiego. 

Leżał na łóżku, rozmyślając co teraz mógłby robić z Madison, gdyby tylko się nie pokłócili. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy wyobraził ją sobie spacerującą po plaży w zwiewnej białej sukience. Jej włosy rozwiewałby wiatr, a za uchem zatknięty by miała kwiat, który dostałaby od niego. Jej prześliczną twarz zdobiłby piękny uśmiech, który z pewnością przyspieszyłby bicie jego serca. 

Nawet nie wiedział w którym momencie zasnął. Obudziło go lekkie pukanie w zamknięte drzwi. 

-Proszę. – powiedział zachrypniętym od snu głosem. 

Drzwi otworzyły się, a on zobaczył swoją mamę, która oparła się o futrynę. 

-Wyjdź gdzieś. Od dwóch dni nigdzie się stąd nie ruszasz. 

-Nie mam ochoty. –odparł blondyn powracając swoim wzrokiem na jasny sufit. 

-Luke.. 

-Nigdzie nie idę. – przerwał jej. 

-Siedzenie tutaj na tyłku, nie zmieni tego co zrobiłeś. – wytknęła mu, dobrze wiedząc, że ciągle się tym zadręczał. 

-Dzięki mamo. Naprawdę mi pomogłaś. – jego wypowiedź wręcz ociekała sarkazmem. 

Kobieta uniosła brew, nie spodziewając się po swoim synu takiego zachowania. 

-Nie będę ci pomagać, bo to ty spieprzyłeś, zresztą tak jak poprzednim razem. Powinieneś uczyć się na błędach. – przypomniała mu sytuację, jaka zaistniała między nim i Madison, po rozmowie, podczas której wszystko mu powiedziała. 

-Ona nie chce mnie widzieć. Nienawidzi mnie. – powiedział przecierając dłońmi oczy. 

-Sam do tego doprowadziłeś. 

Matka Hemmingsa wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi i zostawiając go samego. Luke złapał w dłoń komórkę, która leżała na szafeczce nocnej i przesunął palcem po ekranie, odblokowując ją. Jego oczom ukazało się zdjęcie uśmiechniętej blondynki, które udało mu się zrobić z ukrycia. Za każdym razem gdy tylko na nie patrzył, na jego twarzy również pojawiał się uśmiech. Co tu dużo mówić… Była całym jego światem i nie wyobrażał sobie jego bez niej. 

Hemmings wszedł w listę kontaktów i odszukał numer Madison. Jego palec zawisnął nad jej imieniem. Blondyn nie miał pewności, czy dobrze robi chcąc do niej zadzwonić. Nadzieja wypełniła jego serce, gdy przyłożył komórkę do ucha. Jedyne co słyszał to głośne sygnały oczekującego połączenia i szaleńcze bicie jego serca. 

Po kilku sygnałach, gdy zapanowała cisza, sądził, że Mads odebrała, jednak już po chwili usłyszał pocztę głosową. Nie rozłączył się, chcąc chociaż przez chwilę posłuchać jej głosu. 

-Cześć. Jak widzisz, nie mogę teraz rozmawiać. Jeśli to coś ważnego zostaw wiadomość, jeśli nie to po prostu się rozłącz. 

Luke rozłączył się nie chcąc nagrywać się na pocztę. Nie mógł przeprosić ją w taki sposób, nie upadł aż tak nisko. 

Rzucił telefon na łóżko i westchnął ukrywając swoją twarz w dłoniach. Nawet nie zorientował się, kiedy muzyka w pokoju przestała grać. 

Blondyn podniósł się z łóżka i podszedł do komputera. W chwili gdy miał już włączyć kolejną playlistę, drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem a w nich stanął zdyszany Calum. Luke popatrzył na niego ze zdziwieniem i przeskanował jego sylwetkę. Pierwsze na co zwrócił swoją uwagę, to opuchnięte i czerwone oczy przyjaciela, którymi wpatrywał się w niego z cierpieniem wymalowanym na twarzy. 

-Madison jest w szpitalu.