Madison przez całą noc nie mogła
zmrużyć oka. Na szyi czuła równomierny oddech, wtulonego w nią blondyna. Jej
głowę zaprzątały myśli, które nie chciały dać jej spokoju. Zastanawiała się, co
powinna zrobić. Wiedziała, że nie ma już dużo czasu, a przeciąganie wyznania
prawdy, jeszcze bardziej wszystko pogarsza.
Reakcja jej organizmu na brak
leków, nigdy nie była tak poważna jak poprzedniego dnia. Właśnie to, dało jej
do myślenia, że nie ma już czasu, na ciągłe siedzenie i patrzenie, jak prawie
wszyscy są niczego nie świadomi.
Delikatnie zrzuciła Luke’a ze
swojego ciała i wyszła z namiotu. Stanęła bosymi stopami na mokrej trawie.
Dookoła niej panowała idealna cisza, w której dało się słyszeć tylko śpiew
budzących się powoli ptaków. Niewiele myśląc, ruszyła tą drogą, co wczoraj nad
jezioro.
~*~
Hemmings przewrócił się z jednego
boku na drugi. Na początku, nie zrobiło to na nim żadnej różnicy, jednak jeden
szczegół mu nie pasował. Otworzył swoje zaspane oczy i rozejrzał po wnętrzu
namiotu. Obok niego powinna spać Mads. Jednak nie było jej. Przerażony wyszedł
ze środka, zakładając wcześniej buty. Okręcił się wokół własnej osi, szukając
blond czupryny, jednak nigdzie nie mógł jej dostrzec.
Zabrał koc, pod którym spał i
ruszył w poszukiwania. Nie miał pojęcia gdzie jest. A co jeżeli się zgubiła? Co
jeżeli wróciła w jakiś sposób do domu? Nie chciał nawet o tym myśleć.
Wiedział, że Madison była tutaj
pierwszy raz. Nie znała tego terenu. Była tylko raz nad jeziorem niedaleko.
Jezioro. Tylko tam mogłaby pójść.
Tylko tam znała drogę.
Luke szybkim krokiem ruszył w
stronę ścieżki tam prowadzącej. Nie zajęło mu to dużo czasu. Jego duże kroki
pozwoliły na szybkie dotarcie. Z jego serca spadł kamień, gdy ujrzał drobną
istotkę, siedzącą na pomoście i wpatrującą się we wschodzące słońce.
Jej skulona postawa, pozwoliła mu
myśleć, że jest jej zimno. W końcu to nie był zbyt ciepły poranek. Nim zdążył
zorientować się, co robi, jego nogi niosły go już w kierunku Madison. Starał
się iść najciszej jak potrafił, aby nie przestraszyć dziewczyny.
Z każdym zbliżającym się krokiem,
czuł dziwny niepokój. Sam nie mógł tego wytłumaczyć. Po prostu to uczucie
zaczęło rodzić się w jego sercu i nie chciało odejść. Koc, który trzymał w
dłoni, rozprostował i przygotował go, aby zarzucić na zmarznięte ramiona
dziewczyny.
~*~
Gdy tylko miękki materiał,
dotknął skóry Mads, raptownie się odwróciła. Nie sądziła, że ktoś jeszcze tu
jest. Nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w taki stanie. Pociągnęła
zaczerwienionym z zimna nosem i spojrzała zaszklonymi oczami na blondyna, który
wpatrywał się w nią z troską wyraźnie wymalowaną w spojrzeniu. Nic nie mogła
poradzić, że ten widok, spowodował jeszcze więcej wątpliwości. Sama już nie
potrafiła zdefiniować swoich emocji.
Zagubiła się.
Luke usiadł obok niej i wpatrywał
się w wyglądające zza drzew poranne słońce.
Dzisiejszego dnia, Madison
obiecała sobie, że powie mu o wszystkim. Nie będzie dłużej z tym zwlekała. Nie
ma już na to czasu. Z jednej strony cieszyła się, że chłopak tutaj przyszedł.
Mogli spokojnie porozmawiać, bez jakichkolwiek świadków.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę? –
zapytała, rozpoczynając rozmowę.
-Nie mogłaś pójść nigdzie
indziej, tylko tu znałaś drogę. – popatrzył na nią kątem oka i lekko się
uśmiechnął, jednak Blake nie odwzajemniła jego uśmiechu. Nie potrafiła.
-Co się stało? – zapytał
zmartwiony. W jej oczach, nie widział już tego radosnego blasku, jak każdego poprzedniego
dnia. Na pierwszy rzut oka, można było się już zorientować, że coś nie gra.
-Co sądzisz o śmierci? – zadała
pytanie, które wprawiło go w osłupienie. Nie spodziewał się czegoś takiego.
-Nie wiem. Nigdy się nad tym nie
zastanawiałem, jednak w końcu każdego to czeka, prawda?
-Tak. – szepnęła ledwo
słyszalnie. – Piękny wschód słońca. – powiedziała całkowicie zmieniając temat.
Faktycznie, widok ten był
zachwycający. Nad taflą wody unosiła się lekka mgła, przez którą przebijały się
jaskrawe promienie słońca. Luke jednak, nie potrafił się skupić na tym obrazku.
Jego głowę zaprzątało to głupie pytanie, które mu zadała. Dlaczego pytanie na
temat śmierci? O co w tym wszystkim chodzi?
-Wiesz… Kiedyś słyszałam takie
coś: "Gdyby nie było śmierci, życie nie wydawałoby
nam się takie piękne." Wydaje
mi się, że to prawda. W końcu, gdybyśmy się nie bali, że odejdziemy za jakiś
czas, nie dostrzegalibyśmy tych wszystkich małych rzeczy. Nie widzielibyśmy
tego piękna we wschodzącym słońcu, a poranny śpiew ptaków byłyby dla nas
irytujący.
Przerwała na chwilę, oczekując jakiejkolwiek
reakcji chłopaka, jednak nic nie powiedział. Zasłuchany siedział i wpatrywał
się w zamyśloną twarz blondynki, czekając aż dokończy swoją myśl.
-Śmierć uczy nas sztuki kochania. Gdyby jej
nie było, całe życie bylibyśmy samotni, ponieważ nie spieszyłoby się nam szukać
kogoś, kto będzie z nami na dobre i na złe. W sumie… to nie jest takie złe. Nie
wiem, dlaczego każdy tak się jej boi. Moim zdaniem to piękne. Odchodzimy,
ponieważ zrobiliśmy tutaj już wszystko, co byliśmy w stanie zrobić. –
uśmiechnęła się smutno, wpatrując w promienie słońca, odbijające się od wody.
Luke nie wiedział, co ma powiedzieć.
Zaskoczyła go tym całkowicie. Nie miał pojęcia, co to wszystko miało znaczyć i
szczerze bał się tego dowiedzieć. Bał się, że ta rozmowa ma jakieś drugie dno.
Nieświadomy tego wszystkiego, mimo wszystko miał rację.
Madison przez tą rozmowę, a właściwie
monolog, ponieważ to tylko ona mówiła, starała się w jakiś sposób przygotować
blondyna, na wiadomość, którą miała mu powiedzieć. Dziwne było to, że nie czuła
żadnego strachu.
-Luke. – wypowiedziała jego imię, skupiając
na sobie jego całkowitą uwagę. Jasno niebieskie tęczówki uważnie wpatrywały się
w jej twarz, jednak Mads nie mogła spojrzeć w oczy blondynowi. Cały czas
starała się uciekać wzrokiem wszędzie, aby nie patrzeć na niego. Była pewna, że
gdyby tylko na jedną króciutką chwilę spojrzała w jego oczy, stchórzyłaby i nic
nie powiedziała.
-Umieram. – powiedziała cicho, jednak
wystarczająco, aby chłopak ją usłyszał.
Jedno słowo.
Siedem liter.
Całkowita pustka w głowie.
-Co? – wykrztusił.
Mads w końcu oderwała wzrok od swoich palców
i spojrzała, w te zdezorientowane, należące do Luke’a. Teraz już nie było odwrotu.
Należało powiedzieć resztę historii.
-Jestem chora. Mam białaczkę.
Mimo że Hemmings, nie był jakimś wybitnym
uczniem, wiedział co to znaczy. Jednak nie mógł sobie wytłumaczyć tego, jak
taka dziewczyna jak Madison może być chora. Przecież to Mads… Jego Mads.
Radosna dziewczyna, ciesząca się życiem i chwilą. Beztroska, zawsze
uśmiechnięta.
Dlaczego?
Wpatrywali się w swoje twarze. Wszystko inne
straciło jakiekolwiek znaczenia.
-Mam przeżuty do serca. Jest za późno na
terapię.
Zapanowała cisza.
Luke dopiero teraz zdał sobie sprawę ze
znaczenia tych wszystkich słów. Jego ciałem zawładnęła niewytłumaczalna złość.
Podniósł się raptownie i stanął na prostych nogach.
-Dlaczego mi o tym mówisz?! Dlaczego mówisz
mi o tym dopiero teraz?! – zapytał z wyrzutem głośnym głosem, którego echo niosło
się jeszcze przez jakiś czas.
Madison nic nie powiedziała. Nie była w
stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa. Powiedzenie prawdy było dla niej
niezwykle ciężkie. A reakcja blondyna? Co tu dużo mówić. Zaskoczyła ją. Nigdy
nie spodziewała się, że zareaguje w taki sposób.
-Przez ten cały czas… Do kurwy! Dlaczego mi
o tym nie powiedziałaś, gdy się poznaliśmy?!
Mads nie wytrzymała. Wstała nieco niezdarnie
i stanęła przed blondynem wyprostowana.
-Myślisz, że każdemu, kogo poznam mówię, że
umieram?! Myślisz, że dla mnie to jest do cholery łatwe?! Nie planowałam tego
wszystkiego! Nigdy nie planowałam cię poznać, wchodzić w jakieś bliskie relacje
z kimkolwiek! Więc nie obwiniaj mnie za to, że ci nie powiedziałam! Bo uwierz
mi, to w cholerę ciężkie powiedzieć komuś, że nie dożyjesz 20 lat! – krzyknęła,
nie martwiąc się, że ktoś inny mógłby to usłyszeć. Miała teraz wszystko w
głębokim poważaniu.
Luke nic już nie powiedział. Po prostu stał
i wpatrywał się w blondynkę obojętnym wzrokiem. Nie było go stać na nic innego.
Madison nic więcej nie powiedziała. Zrzuciła
koc ze swoich ramion i ruszyła w drogę powrotną. Ani razu nie odwróciła się,
sprawdzając reakcje Hemmingsa. Stała się tak samo obojętna jak on.
Po kilku minutach, była już na polanie. Obok
samochodu, którym przyjechali, stał znajomy pojazd, na widok którego na twarzy
Mads pojawił się lekki uśmiech. Drzwi ze strony kierowcy otworzyły się, a ze
środka wysiadł znajomy brunet. Blake biegiem ruszyła w stronę Chris’a który
patrzył na nią smutnym spojrzeniem. Już po chwili zamknięta była w jego silnym
uścisku.
Właśnie ten gest sprawił, że obojętność
odeszła. Pojawił się żal i smutek. Po jej policzkach zaczęły płynąć pierwsze
łzy, których nie dało się powstrzymać. Dobrze zrobiła dzwoniąc rano do brata.
Wiedziała, że nawet gdyby reakcja Luke’a byłaby inna, nie potrafiłaby przebywać
z nim w tak małej przestrzeni jak samochód.
Ich chwilę, przerwała Alex, która właśnie
wychodziła ze swojego namiotu. Zdezorientowana podeszła do nich.
-Hej? – chciała się przywitać, ale
zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Rodzeństwo oderwało się od siebie i
spojrzało na brunetkę.
-Cześć. – przywitał się starszy Blake i
posłał jej lekki uśmiech.
Wzrok Wilde, zatrzymał się na
zaczerwienionych oczach Madison i jeszcze mokrych od łez policzkach.
-Powiedziałaś mu. – bardziej stwierdziła,
niż zapytała Alex. Blondynka lekko pokiwała głową, potwierdzając przypuszczenia
przyjaciółki.
-Wracam już do domu. Zabiorę tylko swoje
rzeczy.
Brunetka ze zrozumieniem pokiwała głową i
pożegnała się z przyjaciółką, wracając do swojego namiotu. Wiedziała, że to
będzie dla niej ciężkie. Jednak nie miała pojęcia jak bardzo.
Po kilku minutach była już gotowa. Wszystkie
swoje rzeczy podała bratu, który zaniósł je do samochodu. Powoli dochodziła już
8. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie miała odwagi rozmawiać teraz
z pozostałymi, jednak najbardziej obawiała się powrotu bondyna.
Nie mogła go zobaczyć.
Nie teraz.
Potrzebowała chwili dla siebie.
Musiała ochłonąć i odpocząć.
Madison wsiadła do samochodu, w którym
czekał już na nią brat. Zapięła pasy i spojrzała na Chris’a, który lekko się do
niej uśmiechał. Wiedział, że będzie to dla niej ciężkie, jednak cieszył się, że
zdecydowała powiedzieć o wszystkim blondynowi. Nie mogła go dłużej okłamywać.
-Wszystko będzie dobrze. – próbował
pocieszyć siostrę, jednak miało to słaby wynik.
-Nic nie będzie dobrze. – uśmiechnęła się
smutno, wpatrując w zmieniający się za oknem krajobraz.
-To już koniec. Koniec wszystkiego.
________________________________________
hej! na samym początku chciałabym was przeprosić, za to jak zjebałam ten rozdział. serio. jest okropny. nadal zastanawiam się, czy dobrze robię dodając go. no ale jak to mówią: YOLO :D
bardzo, bardzo mocno chciałabym wam podziękować za wszystkie komentarze! widzicie, jednak potraficie komentować :) mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie.
muszę się wam pochwalić! hehe
dostałam 3 z biologi! a u mojej nauczycielki 3 to jak 5, więc jestem z siebie naprawdę dumna.
dobra. więcej nie przeciągam.
ZAPOMNIAŁABYM!
USUNĘŁA MI SIĘ LISTA INFORMOWANYCH, WIĘC JEŻELI KTOŚ CHCE BYĆ INFORMOWANY NIECH ZOSTAWI SWÓJ USER W KOMENTARZU!
FAJNIE BY BYŁO GDYBYŚCIE COŚ POPISALI NA #LullabyFF
pamiętajcie o komentowaniu.
do następnego xx
________________________________________
Chciałabym was zaprosić na nowe fanfiction.
W sam raz na jesienne wieczory :)
Znajdziecie je na wattpadzie
mam nadzieję, że wam się spodoba!