Luke przywitał się z
mamą
Madison, która pokierowała go do pokoju dziewczyny. Blondyn powoli
wspinał się
po schodach, coraz bardziej denerwując. W końcu to nie łatwe przyznać
się do
winy, a co gorsza do swoich uczuć. To dla niego i tak wielki postęp, że w
ogóle zorientował się i zdefiniował uczucie jakim darzy naszą Mads.
Hemmings zatrzymał się przed tak
dobrze znanymi mu już drzwiami z jasnego drewna. Z wahaniem uniósł dłoń i
zapukał kilka razy. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi więc wszedł do środka. Na
łóżku znalazł blondynkę ze słuchawkami w uszach i laptopem na kolanach.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z jego obecności, dopóki Luke nie stanął w
obrębie jej wzroku.
Madison uniosła swój wzrok na
chłopaka stojącego pośrodku pokoju z wielkim bukietem czerwonych róż w dłoni.
Jej serce zabiło szybciej gdy ich spojrzenia skrzyżowały się.
-Co ty tutaj robisz? – zapytała,
wyjmując słuchawki i odkładając na bok laptopa.
-Ja.. Chciałem przeprosić. –
spuścił głowę, nie chcąc spojrzeć w zielone oczy blondynki. Madison nie
odzywała się, czekając aż chłopak dokończy swoją myśl.
Luke usiadł na łóżku, odłożył
bukiet na wolne miejsce i złapał dłoń jej. Zaczął bawić się palcami dziewczyny,
całkowicie skupiając na tej czynności.
-Madison. Tak bardzo przepraszam.
Ja… ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Tak mi przykro. Powinienem cię wspierać, a
wyładowałem na tobie wszystkie swoje emocje. Tak nie powinno być. Przepraszam…
Blondynka złapała w dłonie twarz
chłopaka i uniosła ją lekko aby móc spojrzeć mu w oczy. To co zobaczyła,
przeszło jej najśmielsze wyobrażenia. Jego zarumienione policzki pokryte były
mokrymi liniami wyznaczonymi przez łzy. Otarła kciukiem skórę, uśmiechając się
w jego stronę łagodnie.
Hemmings wtulił policzek w jej
dłoń, łaknąc jakiegokolwiek kontaktu z jej skórą. Nawet nie zdawał sobie sprawy
z tego, że zaczął płakać. Ale wcale się tego nie wstydził. Nie miał przed kim
i nie miał czego.
-Przepraszam, tak bardzo
przepraszam. – wyszeptał łamiącym się głosem.
-Już wszystko dobrze. –
zapewniła, chociaż w jej oczach też lśniły łzy. Nie mogła mu ich pokazać.
Musiała być silna.
Luke’owi wystarczyły tylko te
słowa, aby przyciągnąć ją do swojego ciała i zamknąć w uścisku.
-Tęskniłam za tobą. – wyszeptała
mu do ucha.
Blondyn odsunął ją na odległość
swoich ramion i spojrzał na nią wzrokiem pełnym miłości. Zastanawiał się czy to
jest ta chwila. Ten moment, gdy ma jej wszystko powiedzieć. Jednak zabrakło mu odwagi.
Zamiast tego, przywarł swoimi
ustami do warg Madison, chcąc tym pocałunkiem wyrazić wszystkie swoje uczucia i
emocje w nim buzujące.
Miłość.
Szczęście.
Radość.
Ale także i te gorsze.
Smutek.
Żal.
~*~
Para leżała na łóżku i po prostu
napawała się swoją obecnością, ciepłem drugiego ciała. Żadne z nich nie chciało
przerywać tej chwili. Pewnie gdyby tylko mogli, spędziliby tak razem resztę
życia. Oczy Madison powoli się już zamykały ze zmęczenia, ale ona nie chciała
zasypiać. Nie teraz, gdy miała go przy sobie, nie mając pojęcia ile czasu
jeszcze im zostało.
Dziewczyna uniosła się na łokciu
i spojrzała na chłopaka, który wpatrywał się w nią z lekkim zdezorientowaniem.
Blondynka uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go w usta.
-Zaśpiewaj mi coś. – ożywiła się.
-Nie ma takiej opcji. – Luke
zaprotestował od razu.
-No weź! – próbowała udawać
obruszoną, ale nie wychodziło jej to przez cisnący się na usta uśmiech.
-Madison, nie będę śpiewał. –
przytulił ją do siebie, ale szybko się wyrwała.
-Dlaczego? – zapytała z wyrzutem.
– Dobrze wiem, że potrafisz.
Chłopak na słowa Blake otworzył
szerzej oczy, nie spodziewając się, że ona o tym wie.
-Skąd ty o tym wiesz? – zapytał
podejrzliwie.
-Alex. – uśmiechnęła się i
położyła się w poprzedniej pozycji, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
Luke westchnął zrezygnowany.
Objął blondynkę swoim ramieniem i przyciągnął ją jeszcze bliżej swojego ciała.
Przez kilka minut w pokoju panowała cisza, gdy chłopak szukał w myślach
piosenki, którą mógłby zaśpiewać.
Pozbieram te części
I zbuduję domek z lego.
Jeśli coś pójdzie źle, możemy go zburzyć.
Moje trzy słowa maja dwa znaczenia
Ale tylko jedno jest w moich myślach:
To wszystko jest dla Ciebie
Jest ciemny i zimny grudzień.
Ale ja mam Ciebie, byś mnie ogrzewała.
Jeśli się zepsujesz, ja Cię naprawię
I będę ochraniać przed szalejącą burzą.
Pozbawiony dotyku, pozbawiony miłości.
Pomogę Ci się pozbierać kiedy upadniesz.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, że kocham Cię teraz lepiej.
I zbuduję domek z lego.
Jeśli coś pójdzie źle, możemy go zburzyć.
Moje trzy słowa maja dwa znaczenia
Ale tylko jedno jest w moich myślach:
To wszystko jest dla Ciebie
Jest ciemny i zimny grudzień.
Ale ja mam Ciebie, byś mnie ogrzewała.
Jeśli się zepsujesz, ja Cię naprawię
I będę ochraniać przed szalejącą burzą.
Pozbawiony dotyku, pozbawiony miłości.
Pomogę Ci się pozbierać kiedy upadniesz.
I ze wszystkich rzeczy, których dokonałem
Myślę, że kocham Cię teraz lepiej.
Gdy skończył
śpiewać, zobaczył, że oczy Mads są zamknięte. Nie chcąc jej zbudzić sam zamknął
powieki, odpływając do świata, w którym wszystko było dobrze i nie było żadnych
problemów.
~*~
Madison obudziła się, gdy na
zewnątrz zapadł już wieczór. Zdziwiła się, gdy obok nie poczuła obecności
drugiego ciała. Była pewna, że zasypiała objęta przez blondyna. Mads zmarszczyła
brwi zdezorientowana. Miała wrażenie, że wydarzenia, które miały miejsce przed
jej zaśnięciem były snem. Może faktycznie tak było?
Blake podniosła się z łóżka i
skierowała do drzwi, chcąc zejść na dół i sprawdzić, czy ktoś jeszcze jest w
domu. Schodziła powoli schodami, trzymając się balustrady, aby przypadkiem nie
spaść. Skierowała się do kuchni, skąd dochodziły do niej dźwięki rozmowy.
Weszła do pomieszczenia, znajdując siedzących przy stole rodziców, Chris’a i
kogoś jeszcze. Wyobraźcie sobie jej zdziwienie, gdy obok bruneta zobaczyła Luke’a,
który tak jak pozostali jadł kolację.
-Słonko, wstałaś już. – ojciec Madison
pierwszy zauważył jej obecność.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem
i zajęła jedyne, wolne miejsce obok blondyna.
-Wyspałaś się? – zapytała zmartwiona
Elizabeth. Wiedziała o wszystkim co zdarzyło się na ich wyjeździe. I nie
chodziło wcale o całe zajście pomiędzy nastolatkami, ale o stan Madison. Jej
organizm nigdy jeszcze nie reagował tak nagle, na brak leków. A przyznać
należy, że dziewczyna często zapominała o wzięciu dziennej dawki tabletek.
-Ta… - mruknęła pod nosem,
opierając głowę na zaciśniętej pięści. Mimo kilkugodzinnej drzemki, Mads nadal czuła
się zmęczona.
Luke wpatrywał się zmartwiony w
blondynkę, która grzebała widelcem w sałatce, nałożoną na jej talerz.
Gdy Madison jeszcze spała, zdążył pójść do domu i zaplanować dla niej
niespodziankę. Miał nadzieję, że Blake ucieszy się.
Gdy wszyscy w końcu skończyli
kolację, wyszli z kuchni pozostawiając Luke’a i Madison samych. Chłopak od razu
zgarnął ją w swoje objęcia, składając na jej policzku całusy. Blondynka
zaśmiała się lekko i z rozbawieniem próbowała odepchnąć twarz Hemmings’a od
swojej.
-Mam dla ciebie niespodziankę. –
uśmiechnął się tajemniczo, spoglądając w jej zielone tęczówki.
Madison uniosła zdziwiona brew.
Luke postawił ją na ziemi, sam wstając z krzesła.
-Jesteś gotowa? – zapytał, gdy
Mads wciąż nie spuszczała go ze wzroku, zastanawiając się co takiego dla niej
przygotował.
-Yhym. – mruknęła.
Hemmings złapał ją za dłoń i
pociągnął w stronę drzwi wyjściowych. Założyli buty i wyszli z domu. Chłopak pokierował
ją w stronę pick-upa, zaparkowanego na podjeździe obok samochodu jej rodziców.
Madison popatrzyła na niego zdziwiona, nie mając pojęcia skąd wytrzasnął taki
samochód.
Luke uśmiechnął się szeroko i
otworzył jej drzwi od strony pasażera. Dziewczyna posłusznie zajęła miejsce,
nie mając pojęcia co tym razem ten idiota wykombinował. Po chwili, blondyn zajął
miejsce za kierownicą i odpalił samochód, wyjeżdżając na drogę.
-Luke? – zapytała niepewnie, gdy
zorientowała się, że chłopak jedzie w niewiadomym dla niej kierunku.
-Tak, Madison? – zerknął na nią,
z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. Nie mógł się już doczekać, kiedy wreszcie
dojadą na miejsce.
-Gdzie jedziemy? – zapytała niepewnie,
wyglądając za okno.
-Zobaczysz.
-Lucas. – warknęła, skupiając na
nim swój wzrok.
Blondyn zaśmiał się głośno,
zagłuszając muzykę płynącą z głośników. Wolną dłoń położył na jej kolanie,
ściskając uspokajająco. Madison jednak, jak to każda dziewczyna, ma humorki.
Strąciła jego dłoń i odwróciła się w stronę okna, całkowicie ignorując
chłopaka.
Po 20 minutach jazdy, znaleźli
się w końcu na wzgórzu. Luke zgasił samochód i odwrócił się w stronę Madison,
która już się w niego wpatrywała niezrozumiałym wzrokiem. W końcu znajdowali
się na kompletnym pustkowiu.
-Jesteśmy na miejscu. –
powiedział i wysiadł z samochodu. Chciał otworzyć drzwi Mads, tak jak prawdziwy
dżentelmen, jednak dziewczyna uprzedziła go i wysiadła sama.
-Co my tu robimy? – zapytała,
patrząc na Luke, który wyciągał z samochodu wiklinowy kosz.
-Zobaczysz. – odpowiedział, gdy
stanął obok niej, ze wszystkimi przygotowanymi przez niego wcześniej rzeczami.
Wolną dłonią złapał rękę Madison
i splótł ich palce razem. Niby to zwykły gest, jednak wiele znaczył dla tej
dwójki. Luke pociągnął ją za sobą, kierując się jakąś krętą ścieżką pomiędzy
drzewami. Wiele razy zdarzało mu się tu przychodzić w nocy, więc nie było mowy
o tym, że się zgubią.
Po pięciominutowym spacerze i
ciągłych narzekaniach blondynki, że nic nie widzi, znaleźli się w końcu na
otwartej przestrzeni. Przed nimi, rozciągał się widok na całe miasto, bijące
jasną poświatą. Krajobraz ten, zapierał dech w piersiach.
Madison zatrzymała się w
miejscu,
nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Pierwszy raz spotkała się z takim
czymś na żywo. Luke, w czasie gdy Mads była zapatrzona w miasto,
rozłożył
na trawie koc znajdujący się wcześniej w koszyku, a także lekkie
przekąski.
Hemmings podszedł do niej od tyłu
i objął, przytulając jej plecy do swojego torsu.
-Podoba ci się? – szepnął jej do
ucha, przerywając ciszę, która zapanowała gdy tylko się tu znaleźli.
Blake odwróciła się do niego z
wielkim uśmiechem na twarzy i radosnymi iskierkami tańczącymi w jej oczach. Nie
odpowiadając przywarła swoimi ustami do warg chłopaka, kompletnie go tym
zaskakując. Gdy tylko się od siebie oderwali, Luke zaśmiał się głośno,
opierając swoje czoło o jej.
-Wezmę to za potwierdzenie. –Mads
uśmiechnęła się do niego, znów zerkając na panoramę miasta.
-Chodź, przygotowałem coś. –
wyrwał ją z zamyślenia, kierując w stronę koca rozłożonego obok.
-Nie wierzę. – zaśmiała się na
widok słodyczy położonych na wierzchu koszyka. Luke wzruszył ramionami, nieco
zażenowany, że nie dał rady przygotować czegoś sam.
-Wiem, że to niezbyt oryginalne…
- zaczął się tłumaczyć, jednak nie dane było mu dokończyć, przez usta Mads,
które złożyły całusa na jego.
-Jest idealnie. – uśmiechnęła się.
Para usiadła na kocu. Rozmawiali,
zajadając się słodkimi truskawkami. W pewnym momencie, Luke położył się
spoglądając na niebo pełne iskrzących się gwiazd.
-Połóż się. – polecił Madison,
gdy wpatrywała się w niego. Dziewczyna, posłusznie zajęła obok niego miejsce,
patrząc w górę.
Na jej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Dużo czasu minęło, odkąd widziała czyste niebo, nieprzysłonięte
chmurami. Pomiędzy nimi panowała głucha cisza., którą Luke przerwał.
-Madison, ty jesteś moją gwiazdką.
Chłopak usiadł i popatrzył na blondynkę,
która wpatrywała się w niego zdezorientowanym wzrokiem. Czekała na niego
teraz najtrudniejsza część wieczoru. Jednak wiedział, że musi to w końcu
powiedzieć.
Luke złapał za dłoń Mads i zaczął
bawić się jej palcami, chcąc w jakiś sposób poradzić sobie ze zdenerwowaniem. Podniósł na nią swój wzrok i wyszeptał:
-Kocham Cię, Madison Blake.
______________________________________
przepraszam, spieprzyłam ten rozdział.